Realizm przygniótł króla

To niewątpliwie było wyzwanie. Już wcześniej koncern Disneya sięgał po klasyczne animacje i kręcił na ich podstawie aktorskie filmy fabularne. Tylko w tym roku wyczarował dżina w „Aladynie" oraz Dumbo, słonia o bardzo dużych uszach. W „Królu Lwie" musiał jednak stworzyć od zera całkowicie realistyczny świat przyrody. Nieskażony cywilizacją i tym samym pozbawiony ludzi, za to zapierający dech w piersiach pięknem afrykańskiej przyrody.

Publikacja: 19.07.2019 17:00

Realizm przygniótł króla

Foto: materiały prasowe

Oryginał trafił do kin w 1994 roku i okazał się najjaśniejszym punktem przypadającego na lata 90. renesansu kina animowanego. Po trwającej trzy dekady zapaści Disney wrócił do kręcenia filmów ambitniejszych, docenianych zarówno przez krytyków, jak i publiczność. Bardzo sprawnie łączył elementy musicalowe, komediowe i przygodowe, chętnie sięgał też po nowe technologie, w tym debiutujące w świecie animacji komputery. „Małą Syrenką", „Piękną i Bestią" czy „Pocahontas" wyznaczał wręcz nowe standardy.

Skupieni na tradycyjnym kinie konkurenci zostali daleko w tyle. Niektórzy (jak Fox czy Warner) dopiero zakładali działy zajmujące się kreskówkami, inni na gwałt szukali scenariuszy dla niedocenianych dotąd animatorów. Mieli o tyle łatwiej, że mogli się wzorować na rywalu i jego sprawdzonej komediowo-musicalowej formule. W końcu nie przez przypadek „Króla Lwa" obwołano najbardziej dochodową animacją w historii i nagrodzono dwoma Oscarami.

Czy nowa wersja ma szansę na podobny sukces? Pod względem technicznym robi oszałamiające wrażenie. Film wygląda jak telewizyjny dokument przyrodniczy i jest pełen lwów, hien, antylop, piesków preriowych czy na przykład mandryli. Bezkresna sawanna, strzeliste drzewa oraz malownicze formacje skalne zachwycają, lecz to zwierzęta robią największe wrażenie. Ich gęste futro faluje na wietrze, oczy naturalnie błyszczą, a ukryte pod skórą mięśnie pracują przy każdym ruchu. Nie chce się wierzyć, że za wszystkie te cuda odpowiadają komputery.

Jednak czar pryska, kiedy zwierzęta zaczynają mówić. I to nie dlatego, że animatorzy nie stanęli na wysokości zadania. Owszem, stanęli, jednak w naszym świecie zwierzęta nie mówią. Po prostu nie mówią! Gaworzące ze sobą lwiątka czy surykatki o całkowicie ludzkich reakcjach prezentują się nienaturalnie. Podobne wrażenie wywołują niektóre sceny, chociażby wielkie zebranie zwierząt, na którym malutki Simba zostaje zaprezentowany swoim przyszłym poddanym. W filmie rysunkowym takie spotkanie wydaje się jak najbardziej na miejscu. W realistycznym świecie nowego „Króla Lwa" jest... boleśnie nierealistyczne.

Ekranowy realizm ma jeszcze jedną konsekwencję, tym razem związaną z mimiką bohaterów. W kreskówce łatwo było nad nią zapanować, za pomocą kilku przerysowanych grymasów oddać emocje postaci i w ten sposób wzmocnić siłę oddziaływania najbardziej poruszających scen. Tu mamy „prawdziwe" zwierzaki, które nie potrafią się krzywić, szeroko uśmiechać, dziwić czy płakać rzewnymi łzami. Film na tym traci. Nie jest tak intensywny, tak emocjonalny jak oryginał.

Fabularnie „Król Lew" właściwie się nie zmienił. To wciąż szekspirowska opowieść o młodym lwiątku wygnanym z królestwa przez okrutnego stryja i wracającym po latach, by odzyskać tron należący kiedyś do zamordowanego ojca. Towarzyszą mu oczywiście znane z oryginału piosenki i doskonała muzyka Hansa Zimmera, za to trochę brakuje humoru. Hieny już tak nie bawią, zaś niezastąpieni Timon i Pumba pojawiają się dopiero w połowie seansu i mają zdecydowanie zbyt szeroki repertuar dowcipów kloacznych.

„Król Lew" niewątpliwie przejdzie do historii kina, jednak przede wszystkim ze względu na przełomowe osiągnięcia technologiczne. Sama historia nie ma już tej siły oddziaływania co oryginał, a starsi widzowie znają ją już na pamięć. Nie będą więc zaskoczeni tym, iż na końcu okaże się, że...

–Michał Zacharzewski

„Król Lew", The Walt Disney Company

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Oryginał trafił do kin w 1994 roku i okazał się najjaśniejszym punktem przypadającego na lata 90. renesansu kina animowanego. Po trwającej trzy dekady zapaści Disney wrócił do kręcenia filmów ambitniejszych, docenianych zarówno przez krytyków, jak i publiczność. Bardzo sprawnie łączył elementy musicalowe, komediowe i przygodowe, chętnie sięgał też po nowe technologie, w tym debiutujące w świecie animacji komputery. „Małą Syrenką", „Piękną i Bestią" czy „Pocahontas" wyznaczał wręcz nowe standardy.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Afera w środowisku LGBTQ+: Pliki WPATH ujawniają niewygodną prawdę
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Armenia spogląda w stronę Zachodu. Czy ma szanse otrzymać taką pomoc, jakiej oczekuje
Plus Minus
Wolontariusze World Central Kitchen mimo tragedii, nie zamierzają uciekać przed wojną
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Iran i Izrael to filary cywilizacji
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Nie z Tuskiem te numery, lewico