Dość jednak hydrologii, bo nie wodzie jest poświęcony ten felietonik, ale to właśnie wzdłuż Rodanu położone są winiarnie, z których wina będziemy dziś degustować. Trzy różne wina, trzy różne style, jedna rzeka, którą eksplorować będziemy od końca. Może nie od samej Zatoki Lwiej, ale bliziutko. Niemalże na przedmieściach starożytnego Nimes, ledwie 30 kilometrów od zawalonego turystami – nie mówimy o czasie pandemii – Awinionu mamy Château de Campuget. Robią jakiś tuzin win białych i czerwonych, ale tylko dwa różowe. To z przewagą syrah (90 proc.) to nie tani, marketowy róż o posmaku landrynek, lecz wiosenna bomba. Jej eksplozja zaczyna się od bukietu przełamanego nutą pomarańczy, potem w ustach czujemy świeżuteńkie, zadziorne wino, które aż prosi się o słońce. Mamy czerwonego grapefruita, poziomkowe refleksy, maliny, ale i tak właściwy dla syrah pieprz.