Plus Minus: Jak pani żyje w czasach izolacji?
Kiedy się ma dużo lat, to najmądrzejsze – tak myślę – jest uporządkowanie tego, co najogólniej mówiąc nazywam papierami – listów, notatek, recenzji, zdjęć. To przy okazji staje się takim wspominaniem, wraca się myślą do ludzi, którzy byli przy nas, którzy nam pomagali, a których już nie ma. Do bliższych i dalszych. Ten okres, mimo że jest tak dramatyczny, może nas skłonić do zadania sobie pytań, często trudnych, na które nie zdążyliśmy odpowiedzieć. Próbuję dopilnować, żeby mi ten czas nie umknął. Wykorzystać go tak, jak potrafię najlepiej. Zaczęłam od posadzenia bratków na balkonie, potem zrobiłam porządki w szafach. Poza tym wiem, że dla mnie ruch jest bardzo ważny. Przedtem, kiedy było można, chodziłam na spacery nad Wisłę, na Powązki, gdzie odwiedzałam moich bliskich przyjaciół. Do parku Krasińskich jeździłam na rowerze. Kiedy już nie można było ani do parku, ani na Powązki, ani nad Wisłę, jeździłam rowerem dookoła domu. Teraz znowu wracam nad Wisłę, na Powązki i do parku. Każdy dzień kończę czytaniem, chociaż zauważyłam, że teraz to nie jest dla mnie łatwe, bo myśl ucieka. Ciężar spraw, które się dzieją jest niewspółmierny do niczego, nie łączy się z niczym. Ostatni spektakl, który miałam grać przed zamknięciem teatrów, to „Szczęśliwe dni" Becketta w Teatrze Dramatycznym. Teraz często Winnie staje mi przed oczami z tym jej ciągłym pytaniem: „I co teraz... Opuszczać i podnosić głowę, opuszczać i podnosić." I zdanie, za które tak lubię Winnie: Niech się dzieje, co chce, a ty o siebie dbaj...". No właśnie, musimy robić to, co jest możliwe...