Czy dać Polakom broń?

W Polsce żadne rozsądne środowiska nie postulują powszechnego dostępu do broni palnej. – Chcemy złagodzić rygory dostępu do niej, ale mimo to te rygory pozostaną – przekonują zwolennicy liberalizacji dostępu do broni.

Aktualizacja: 05.03.2016 09:10 Publikacja: 04.03.2016 06:00

fot. Jakraphong Suwannatrai

fot. Jakraphong Suwannatrai

Foto: 123RF

O nielegalności broni w Polsce co do zasady mówi wprost art. 2 ustawy o broni i amunicji. Zgodnie z jego zapisem poza szczególnymi sytuacjami opisanymi w ustawie posiadanie broni jest w Polsce zabronione.

Czy tak było zawsze? Nie. Przedstawiciele stowarzyszeń i fundacji zajmujących się popularyzacją strzelectwa i postulujących liberalizację przepisów regulujących dostęp do broni zgodnie twierdzą, że prawo do posiadania broni odebrali Polakom komuniści, choć w rzeczywistości instytucję pozwolenia na broń wprowadziło prawodawstwo II RP.

Niedługo po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, 25 stycznia 1919 roku, ówczesny Naczelnik Państwa Józef Piłsudski podpisał dekret o nabywaniu i posiadaniu broni i amunicji, który przyznawał monopol na posiadanie i obrót bronią państwu (a konkretnie armii, milicji i policji). Obywatele, którzy chcieli dysponować bronią, musieli występować (początkowo do policji, potem do organów administracyjnych pierwszej instancji, czyli starostów) z wnioskiem o pozwolenie na broń. W praktyce jednak w tamtych czasach pozwolenie na broń było względnie łatwo dostać, a kary za nielegalne posiadanie broni były niewysokie – do trzech miesięcy aresztu (dziś jest to przestępstwo zagrożone ośmioma latami więzienia).

Choć więc II RP zaczęła reglamentować broń, to jednak posiadania jej przez obywateli nie traktowała w kategoriach poważnego zagrożenia dla porządku prawnego.

Rozbrojeni przez komunistów

Wszystko zmieniło się wraz z nadejściem Polski Ludowej. – Przyczyną upadku kultury posiadania broni palnej w Polsce było pojawienie się dekretu z 1946 roku o szczególnie niebezpiecznych przestępstwach w okresie odbudowy państwa (tzw. mały kodeks karny), który za nielegalne posiadanie broni w Polsce przewidywał karę śmierci – mówi Andrzej Turczyn, prezes Ruchu Obywatelskiego Miłośników Broni, organizacji, która stawia sobie za cel m.in. promowanie pozytywnego wizerunku miłośników i posiadaczy broni. Jak dodaje, w czasach stalinowskich to właśnie nielegalne posiadanie broni było przyczyną wydawania od 30 do nawet 49 proc. wyroków śmierci. Turczyn zwraca uwagę, że nawet po względnej liberalizacji systemu politycznego w Polsce nadal kształtowano w Polakach przekonanie, że cywilny posiadacz broni palnej jest zagrożeniem dla porządku publicznego.

W efekcie, jak zauważa Dariusz Dura, twórca organizacji Firearms United, zrzeszającej środowiska strzeleckie z całego świata, za czasów rządu PO–PSL ówczesny szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz przekonywał, że państwo ma monopol na przemoc – i nikogo to nie dziwiło. – Ja oczywiście mogę oddać swoje bezpieczeństwo w ręce funkcjonariusza policji, ale jest jeden warunek: ten policjant będzie cały czas chodził za mną – dodaje z przekąsem.

Czytaj także:

A Paweł Madaliński z Fundacji Ad Arma (organizacja ta domaga się powszechnego dostępu Polaków do broni) mówi wprost: – III RP jest spadkobiercą władzy ludowej i podtrzymuje komunistyczny zakaz.

Co ciekawe, nie tylko komuniści obawiali się sposobów, w jaki uzbrojeni obywatele mogliby zareagować na metody sprawowania przez nich rządów. Wprowadzeniem ograniczenia prawa obywateli do posiadania broni chwalił się w 1938 roku nie kto inny jak Adolf Hitler (który notabene wzorował się na przepisach wprowadzonych wcześniej we Włoszech przez Benita Mussoliniego). – Ten rok przejdzie do historii. Pierwszy raz w cywilizowanym kraju istnieje pełna rejestracja broni. Nasze ulice będą bezpieczniejsze, a nasza policja bardziej sprawna. W przyszłości cały świat będzie nas naśladował – mówił wówczas Führer. To argumenty podobne do tych, jakich używają dziś osoby przeciwne idei rozszerzenia prawa do broni.

Wszyscy moi rozmówcy przyznają jednocześnie, że dla debaty nad dostępem do broni w Polsce przełomowy był rok 2011 – rok nowelizacji ustawy o broni i amunicji. Do 2011 roku panowała w Polsce niemal pełna uznaniowość, jeśli chodzi o przydzielanie pozwoleń na broń, niezależnie od tego, do jakiego celu miała ona być używana. Zmiany wprowadzone w 2011 roku sprawiły, że członkowie klubów strzeleckich, myśliwi i kolekcjonerzy broni przestali być uzależnieni od dobrej woli policji. Dziś osobie, która posiada uprawnienia do polowania, licencję właściwego związku sportowego, należy do stowarzyszenia zajmującego się organizowaniem rekonstrukcji historycznych lub stowarzyszenia kolekcjonerskiego i wypełni określone warunki (przede wszystkim chodzi o przejście odpowiednich badań), policja pozwolenie na broń wydać musi.

Zmiany w przepisach zaktywizowały środowiska strzeleckie: Ruch Obywatelski Miłośników Broni został wpisany do rejestru stowarzyszeń w 2011 roku, idea stworzenia Firearms United pojawiła się w 2013 roku, a Fundacja Ad Arma powstała rok później. Prezes Turczyn mówi wprost, że ROMB powstał, aby pilnować procesu dalszych zmian prawa dotyczących dostępu do broni. – Nowelizacja z 2011 roku wybiła komunistyczne zęby ustawie o dostępie do broni. Wciąż mamy jednak do czynienia z tworem ułomnym, którego nie da się naprawić. Potrzeba nowej ustawy – dodaje.

Ustawa pochodząca z 1999 roku wciąż bowiem pozostawia policji pełną swobodę w decydowaniu o tym, kto uzyska pozwolenie na broń służącą do ochrony osobistej. Aby ją otrzymać, należy bowiem udowodnić, że doświadcza się „stałego, realnego i ponadprzeciętnego zagrożenia życia, zdrowia lub mienia". A to, czy zagrożenie jest „stałe, realne i ponadprzeciętne", zależy od oceny organu wydającego pozwolenie. Czyli policji. – To prowadzi do absurdów. Znam przypadek właściciela kantoru, który został okradziony – a mimo to jego wniosek o pozwolenie na broń odrzucono – mówi przedstawiciel Fundacji Ad Arma. – Tymczasem pozwolenie takie otrzymał minister Cezary Grabarczyk, któremu przysługiwała ochrona BOR – wtóruje mu prezes ROMB.

Z kolei założyciel Firearms United przekonuje, że policja w ogóle nie powinna się zajmować wydawaniem pozwoleń na broń. Dlaczego? Bo jak zauważa, dziś policja jest jednocześnie organem wydającym pozwolenia na broń i organem kontrolującym posiadaczy broni. W efekcie im mniej pozwoleń na broń wydają policjanci, tym mniej mają pracy w związku z późniejszą ich kontrolą. – Pozwolenia na broń powinny wydawać organy administracyjne – tak jak w II RP. Skoro wydają prawa jazdy, to czemu nie mogą wydawać pozwoleń na broń? – pyta.

Turczyn zwraca uwagę na jeszcze jedną słabość obecnych przepisów. Chociaż pozwolenia na broń są obecnie zróżnicowane (osobne pozwolenie na broń służącą do celów łowieckich czy sportowych), to jednak w przypadku obrony koniecznej z każdego z tych typów broni można korzystać w taki sam sposób jak z broni wydanej w celu ochrony osobistej – ponieważ regulują to przepisy kodeksu karnego, a nie ustawy o broni i amunicji. Wszyscy są zgodni – do ideału, jeśli chodzi o przepisy, wciąż brakuje nam bardzo dużo.

Prawo do ochrony życia

Według danych z 2014 roku w Polsce na 100 mieszkańców przypada 1,3 egzemplarza broni. Pod tym względem Polacy są jednym z najbardziej rozbrojonych społeczeństw na świecie – dla porównania w Niemczech na 100 mieszkańców przypada 30 egzemplarzy broni, w Szwajcarii – ok. 45 egzemplarzy, a w USA – 90. Tyle broni co Polacy mają obywatele takich państw, jak Kazachstan, Burundi czy Laos. Z państw wysoko rozwiniętych bardziej rozbrojeni od Polaków są jedynie mieszkańcy Korei Południowej i Japonii.

Przedstawiciel Fundacji Ad Arma podkreśla, że taki stan godzi wprost w prawo człowieka do ochrony życia. – Jeśli mam prawo do życia, to ma prawo go bronić, a więc powinienem mieć dostęp do współczesnych narzędzi do tego przeznaczonych – przekonuje Madaliński.

Z kolei ROMB propaguje hasło ochrony miru domowego. W ramach akcji propagującej to hasło Ruch przekonywał na billboardach, że „złego człowieka z bronią może powstrzymać tylko dobry człowiek z bronią". Prezes Turczyn zwraca uwagę na niespokojne czasy, w których żyjemy: zagrożenie terrorystyczne, konflikt na Ukrainie – to wszystko sprawia, że, jak podkreśla, ludzie zaczynają szukać sposobów na zapewnienie sobie bezpieczeństwa.

Stanów nie będzie

Ale broń – na co zwraca uwagę Dariusz Dura z Firearms United – dla wielu osób może się okazać również ciekawym hobby. – Większość ludzi patrzy na broń przez pryzmat prawa do obrony. A przecież po broń sięgają również grupy rekonstrukcyjne, osoby zajmujące się strzelectwem sportowym czy kolekcjonerzy, którzy zbierają broń tak, jak się zbiera znaczki – wylicza.

Twórca Firearms United podkreśla również, że broń uczy człowieka odpowiedzialności. – Człowiek, który posiada pozwolenie na broń, staje się bardziej praworządny, pilnuje nawet tego, by nie przekroczyć dozwolonej prędkości, aby nie zostać ukaranym i nie dać powodu do odebrania sobie pozwolenia – mówi, powołując się na przykłady znanych sobie osób, które takie pozwolenie posiadają. A prezes Turczyn dodaje, że upowszechnienie broni w społeczeństwie umożliwia niejako „oswojenie jej". – Broń wywołuje niezwykłe emocje – ale tylko na początku. Kiedy człowiek zobaczy, że potrafi nad tym śmiercionośnym przedmiotem zapanować, to broń staje się zwykłym narzędziem. Samochód też naraża nas na niebezpieczeństwo – a jednak samochodów się nie boimy. Dobrze by było, gdyby większość Polaków z własnego doświadczenia wiedziała, że broni nie należy się bać – mówi.

Przeciwnicy liberalizacji prawa do broni w Polsce często powołują się na casus USA – kraju, w którym prawo do broni jest zapisane w konstytucji i gdzie jednocześnie często dochodzi do strzelanin, np. w szkołach lub w innych miejscach publicznych. Wszystkim przed oczyma staje np. strzelanina w kinie Aurora, gdzie 25-letni James Holmes w czasie premiery „Batmana" zabił 12, a ciężko ranił 58 osób.

– Powoływanie się na przykład USA jest pozbawione sensu, ponieważ w Polsce żadne rozsądne środowiska strzeleckie nie postulują powszechnego dostępu do broni palnej. Chcemy złagodzić rygory dostępu do niej, ale mimo to te rygory pozostaną. Chcemy stworzyć inny system – podkreśla prezes Turczyn. Na to samo zwraca uwagę Dariusz Dura. – To kwestia innych uwarunkowań historyczno-społecznych, w USA ludzie musieli walczyć o przestrzeń życiową, prawo do broni ukształtowało się tam jako coś naturalnego. Owszem, być może w europejskich konstytucjach też powinien pojawić się zapis o prawie do broni, ale nie chcemy doprowadzić do tego, by osoba starająca się o broń nie musiała spełniać żadnych kryteriów. Broń to nie bułka, którą powinno się swobodnie kupować w sklepie – mówi twórca Firearms United.

Jednocześnie prezes Turczyn i Paweł Madaliński zwracają uwagę, że problem strzelanin w USA nie jest jednoznaczny. Dlaczego? Bo po pierwsze: odsetek ofiar broni palnej zawyżają te stany, w których prawo do broni jest ograniczone (jak np. Nowy Jork). A po drugie: do strzelanin dochodzi najczęściej w tzw. strefach wolnych od broni. – Tak było w przypadku strzelaniny w kinie Aurora, o czym większość mediów nie informowała. Tymczasem gdy w teksańskim Garland koło Dallas doszło do ataku dwóch uzbrojonych mężczyzn na ok. 200 osób oglądających wystawę karykatur Mahometa, zginęli jedynie napastnicy. Dlaczego? Bo spośród tych 200 osób trzy czwarte miały broń. W Paryżu ludzie broni nie mieli – i wiemy, jak to się skończyło – mówi Madaliński.

Czy jednak nie należy się spodziewać, że większa liczba egzemplarzy broni w rękach Polaków przełoży się na więcej wypadków z udziałem broni? – A czy z tego, że wraz ze wzrostem liczby samochodów rośnie liczba wypadków, wynika, że powinniśmy zachęcać ludzi do korzystania ze środków transportu publicznego, bo kierowcy zawodowi są bardziej odpowiedzialni od kierowców prywatnych? – odpowiada pytaniem twórca Firearms United. – A poza tym czy to, że policjant wkłada mundur, czyni z niego innego człowieka? – dodaje, odnosząc się do osób, które już swobodny dostęp do broni w Polsce mają. – To tylko taki odbiór społeczny, jak ktoś widzi kogoś w mundurze, wydaje mu się, że to człowiek o jakichś ponadprzeciętnych kwalifikacjach. A to nieprawda – podkreśla.

Odczarować mity

Z takimi mitami na temat broni członkowie społeczności strzeleckiej walczą, organizując wykłady, odwiedzając uniwersytety i lobbując u polityków za zmianami przepisów. Z mitami na temat broni chce się też rozprawić producent filmu „Para Bellum" Michał Bednarczyk.

Bednarczyk, który zbiera obecnie środki na film (w inicjatywę włączyły się ROMB i Firearms United), deklaruje, że chce dzięki przygotowywanemu dokumentowi „podjąć merytoryczną dyskusję o broni w Polsce". – Chcemy spytać Polaków, co sądzą o dostępie do broni, przeanalizować statystyki, wysłuchać zarówno zwolenników, jak i przeciwników – i dopiero na tej podstawie wyciągnąć wnioski – tłumaczy.

Bednarczyk przyznaje, że choć pomysł jest autorski, to przy realizacji wzoruje się na głośnych „Zabawach z bronią" Michaela Moore'a – nagrodzonym Oscarem filmie, którego autor przekonywał, że dostępność broni palnej w USA sprawia, iż rośnie tam odsetek zabójstw. – Nasz film będzie stanowił coś w rodzaju kontry do tego obrazu. Filmu Moore'a nie chcę oceniać pod względem treści, ale podoba mi się to, że ma on bohatera, nie jest to dokument z gadającymi głowami. Nasz film chciałbym zrealizować w podobny sposób – wyjaśnia.

Bednarczyk mówi też, że film nie będzie się skupiał wyłącznie na broni – chodzi o pokazanie problemu w szerszym kontekście. – Chcemy poruszyć problem odpowiedzialności za siebie, za swoje życie, za bezpieczeństwo swojej rodziny – wyjaśnia. Dodaje, że film ma być również „próbą analizy kondycji męskiej duszy we współczesnym świecie". – Współczesny mężczyzna zatracił przyrodzoną siłę pozwalającą mu w krytycznym momencie zareagować adekwatnie do zagrożenia – ocenia. – Chcemy, żeby ten film odczarował środowisko ludzi w Polsce, którzy mają dostęp do broni. Ludzie nie wiedzą, jak to wygląda – a jeśli czegoś nie wiemy, to się tego boimy. Dlatego Polaków trzeba edukować – dodaje założyciel Firearms United.

Kiedy przyjdą podpalić dom

Kwestia dostępu do broni w Polsce nie ogranicza się jednak do aspektu indywidualnego – przepisy w tym zakresie mają wpływ również na bezpieczeństwo państwa. W dobie armii zawodowej większość Polaków – którzy w przypadku wojny zostaliby zapewne zmobilizowani – zna broń jedynie z hollywoodzkich filmów akcji. I nawet ci, którzy chcieliby to zmienić, nie mają ku temu zbyt wielu okazji. – W krajach europejskich, gdzie jest nasycenie rzędu 30–40 egzemplarzy broni na 100 mieszkańców, niemal w każdej miejscowości jest strzelnica. Większość Szwajcarów odwiedza strzelnicę co tydzień. A w Polsce? Ja mieszkam na Pomorzu Zachodnim. Kiedyś w każdej wiosce była strzelnica. Dziś obiekty te zarastają lasem – ubolewa prezes Turczyn. W jaki więc sposób osoby, które nigdy nie miały broni w ręku, mają bronić kraju w czasie wojny?

Z kolei Paweł Madaliński zwraca uwagę, że choć w czasie wojny prywatni posiadacze broni nie stanowią bezpośredniego zabezpieczenia dla armii („Nikt uzbrojony w pistolet nie wygra z czołgiem" – podkreśla), to jednak mają szansę skutecznie bronić się przed szabrownictwem i działaniem grup przestępczych wykorzystujących chaos wywołany konfliktem zbrojnym.

To właśnie ze względu na bezpieczeństwo państwa przedstawiciele Związku Strzeleckiego „Strzelec" zajmującego się kształceniem patriotycznym polskiej młodzieży postulują, by naukę korzystania z broni włączyć w program edukacji szkolnej na poziomie szkoły średniej. Komendant główny organizacji Krzysztof Wojewódzki mówi, że każdy, kto kończy szkołę średnią, powinien mieć za sobą egzamin z posługiwania się bronią. I choć przedstawiciele „Strzelca" ostrożnie podchodzą do tematu liberalizacji dostępu do broni, to jednak – jak mówi szef sztabu tej organizacji Paweł Baca – postulują, by ustalić, gdzie – w przypadku konfliktu zbrojnego – członkowie tego typu ruchów mogliby się po nią zgłosić.

Ostatecznym argumentem za szerszym dostępem do broni w Polsce może być to, że częściowo taka broń jest już powszechnie dostępna. – W Polsce legalnie można kupić broń czarnoprochową, czyli zaprojektowaną przed 1885 rokiem. Aby ją kupić, wystarczy dowód osobisty – a przecież jest to groźne narzędzie. Ołowiana kula nie ma płaszcza ochronnego, więc spłaszcza się w kontakcie z celem, powodując często poważniejsze obrażenia niż współczesne pociski. Szacuje się, że w Polsce jest od 100 do 500 tys. egzemplarzy takiej broni. A o wypadkach z jej użyciem nie słychać – mówi członek Fundacji Ad Arma.

Może warto więc trochę bardziej zaufać Polakom?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

O nielegalności broni w Polsce co do zasady mówi wprost art. 2 ustawy o broni i amunicji. Zgodnie z jego zapisem poza szczególnymi sytuacjami opisanymi w ustawie posiadanie broni jest w Polsce zabronione.

Czy tak było zawsze? Nie. Przedstawiciele stowarzyszeń i fundacji zajmujących się popularyzacją strzelectwa i postulujących liberalizację przepisów regulujących dostęp do broni zgodnie twierdzą, że prawo do posiadania broni odebrali Polakom komuniści, choć w rzeczywistości instytucję pozwolenia na broń wprowadziło prawodawstwo II RP.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów