Joanna Szczepkowska: Rząd zmienia historię

Archeolog i twórca filmów dokumentalnych Piotr Parandowski, brat mojej mamy, syn Jana Parandowskiego, był starszy ode mnie tylko dziewięć lat. To niewielka różnica jak na wujka i siostrzenicę, jednak poważna jak na pokolenie szkolne.

Aktualizacja: 26.02.2017 18:24 Publikacja: 24.02.2017 17:00

Joanna Szczepkowska: Rząd zmienia historię

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Piotr chodził do Liceum im Słowackiego, które po wojnie przekształcono w jedenastolatkę. Został jego uczniem w okresie stalinizmu. Był nim, kiedy zdymisjonowano jedną z największych postaci w polskim szkolnictwie. Pani Helena Kasperowiczowa po zajęciu szkoły przez Niemców natychmiast zorganizowała tajne komplety, a oficjalną nazwę szkoły zmieniono na Szkoła Handlowa. W rzeczywistości uczono tam zarówno polskiej literatury, jak i historii, starając się ograniczyć wszystko do słownego przekazu, bez korzystania z podręczników. Jeśli jednak to było konieczne, uczniowie i nauczyciele posługiwali się specjalnym dzwonkiem. Jego dźwięk oznaczał, że w pobliżu szkoły kręcą się Niemcy i jest możliwość kontroli. Wtedy chowano wszystkie materiały. Zaraz po wojnie Helena Kasperowiczowa została dyrektorką szkoły. I tak było do 1955 r., kiedy to wymieniono jej kierownictwo na osoby bardziej usłużne władzy. I w tym właśnie czasie jeden z nauczycieli, chcąc dokuczyć potomkowi pisarza Jana Parandowskiego, czyli wstrętnej inteligencji, kazał Piotrowi wstać i powiedział: „Do kościółka się chodzi, co?".

Większość kolegów Piotra podjęła za nauczycielem szyderczy śmiech. Wtedy Piotr poprosił o głos. Przez całą niemal gadzinę mówił o tym, dlaczego chodzi do kościoła, jakie są korzenie jego wiary, jak bardzo religia wpływa na życie jego rodziców i na niego samego. Nauczyciel wysłuchał tego do końca i postawił mu ocenę celującą. Poprosił też, żeby do szkoły przyszli rodzice. Na tym spotkaniu powiedział, że wprawdzie wypowiedź Piotra była całkowicie sprzeczna z linią partii, ale imponująca od strony konstrukcji myśli. Nauczyciel pogratulował rodzicom syna. Nie wiem, jakie były jego dalsze losy, wiem tylko, że ta szkoła długo uchodziła za dość wyjątkową jak na te straszne czasy.

Piszę to wszystko w związku z decyzją Jarosława Zielińskiego, wiceszefa MSWiA. Jak się okazuje, ogłosił on konkurs na poszukiwanie prawdy o Katyniu, Smoleńsku i obławie augustowskiej. W ten sposób zrównał katastrofę lotniczą w Smoleńsku z morderczymi czystkami dokonanymi w Katyniu i w Augustowie. Piszę „katastrofa lotnicza", bo należę do tych, którzy tak postrzegają to, co się zdarzyło 10 kwietnia 2010 roku. A więc sam konkurs przypomina mi rodzaj quizu na inteligencję – który z wymienionych instrumentów nie pasuje do pozostałych: skrzypce, wiolonczela i fortepian. Tylko tak mogę zrozumieć istotę ministerialnego pomysłu.

Jak więc powinien zareagować uczeń, który odbiera ten przekaz tak samo jak ja? Jeśli nawet po długich poszukiwaniach dochodzi do wniosku, że katastrofa w Smoleńsku nie jest podobna do dwóch pozostałych zbrodni? Co, jeśli po zapoznaniu się z ustaleniami wszystkich komisji jego odpowiedź konkursowa będzie taka, że rację ma komisja Millera? I jeśli jego praca będzie, obiektywnie rzecz biorąc, dobra, to czy można liczyć na to, że dostanie w konkursie pierwszą nagrodę i usłyszy, że „wprawdzie wypowiedź była całkowicie sprzeczna z linią partii, ale jednak imponująca od strony konstrukcji myśli?". Czy nauczyciel pogratuluje syna rodzicom? Jakie rozmowy będą prowadzili rodzice z dziećmi? Siedź cicho, wiemy jak jest, ale najlepiej nie zadawaj głupich pytań, bo się narazisz? Ilu pochyli się nad kartką, pisząc to, co należy, żeby dostać nagrodę? Jak bardzo podzielą się rodzice, z których jedni podważają ustalenia komisji Millera, a drudzy uznają pytanie konkursowe za bezsens i manipulację? Nie wiem, ilu uczniów z Podlasia może przeczytać ten artykuł, ale z całego serca życzę im odwagi Piotra. I nauczycielom odwagi tamtego profesora.

Jeśli już konkurs, w którym zawarta jest sugestia do podważenia, sprawi, że uczeń będzie miał wątpliwości, to niech oceniana będzie jego zdolność myślenia, byle nie przez pryzmat jedynie słusznej odpowiedzi. Bo jeśli nie, to trzeba się liczyć z kolejnymi takimi konkursami, a wtedy życzę szkołom dyrektorów na miarę Heleny Kasperowiczowej. Na razie komplety może nie muszą być tajne, ale wydają się konieczne. Rozwijanie w uczniach prawdziwie swobodnego myślenia jest tym samym, co samo rozwijanie wiedzy. Mam nadzieję tylko, że nie trzeba będzie montować alarmowych dzwonków.

Magazyn Plus Minus

 

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Piotr chodził do Liceum im Słowackiego, które po wojnie przekształcono w jedenastolatkę. Został jego uczniem w okresie stalinizmu. Był nim, kiedy zdymisjonowano jedną z największych postaci w polskim szkolnictwie. Pani Helena Kasperowiczowa po zajęciu szkoły przez Niemców natychmiast zorganizowała tajne komplety, a oficjalną nazwę szkoły zmieniono na Szkoła Handlowa. W rzeczywistości uczono tam zarówno polskiej literatury, jak i historii, starając się ograniczyć wszystko do słownego przekazu, bez korzystania z podręczników. Jeśli jednak to było konieczne, uczniowie i nauczyciele posługiwali się specjalnym dzwonkiem. Jego dźwięk oznaczał, że w pobliżu szkoły kręcą się Niemcy i jest możliwość kontroli. Wtedy chowano wszystkie materiały. Zaraz po wojnie Helena Kasperowiczowa została dyrektorką szkoły. I tak było do 1955 r., kiedy to wymieniono jej kierownictwo na osoby bardziej usłużne władzy. I w tym właśnie czasie jeden z nauczycieli, chcąc dokuczyć potomkowi pisarza Jana Parandowskiego, czyli wstrętnej inteligencji, kazał Piotrowi wstać i powiedział: „Do kościółka się chodzi, co?".

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Armenia spogląda w stronę Zachodu. Czy ma szanse otrzymać taką pomoc, jakiej oczekuje
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Afera w środowisku LGBTQ+: Pliki WPATH ujawniają niewygodną prawdę
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Iran i Izrael to filary cywilizacji
Plus Minus
Wolontariusze World Central Kitchen mimo tragedii, nie zamierzają uciekać przed wojną
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Nie z Tuskiem te numery, lewico