Enrico Fermi jest jedną z najważniejszych postaci współczesnej fizyki jądrowej. Wśród wielu programów, w jakie był zaangażowany, znalazł się również Projekt Manhattan, w ramach którego Fermi pomagał określić warunki podtrzymywanej reakcji jądrowej, będącej kluczowym elementem bomby atomowej. Podczas wizyty w Los Alamos, gdzie niespełna dziesięć lat wcześniej powstała pierwsza bomba, Fermi przy obiedzie wdał się w luźną pogawędkę z Edwardem Tellerem i innymi naukowcami. Działo się to u szczytu wyścigu kosmicznego lat pięćdziesiątych XX wieku i rozmówcy wymieniali się poglądami na temat fizycznych i technicznych barier podróży z prędkością zbliżoną do prędkości światła. Większość uczonych w końcu zgodziła się, że tak szybki środek transportu zostanie kiedyś wynaleziony, i konwersacja zeszła na domysły, kiedy – nie czy! – ludzie osiągną tak wielkie prędkości. Większość dyskutantów przy stole zakładała, że jest to kwestia dziesięcioleci, nie stuleci.
W pewnym momencie Fermi dokonał szybkich obliczeń na serwetce, pokazujących, że nasza Galaktyka ma miliony planet podobnych do Ziemi. Skoro podróże międzygwiezdne są teoretycznie możliwe, to „Gdzie są wszyscy?" – wypalił.
Szokujące spostrzeżenie, które poczynił Fermi, gawędząc przy obiedzie, dotyczyło faktu, że wszechświat jest podejrzanie pozbawiony innych niż naturalne sygnałów radiowych. Wraz z innymi naukowcami Fermi od lat analizował fale elektromagnetyczne obecne w kosmosie. Wykrywali sygnały pochodzące z bardzo daleka – miejsc odległych od Ziemi o miliony i miliardy lat świetlnych. Lecz jedyną rzeczą, jaką słyszeli, były regularne, powtarzalne sygnały wysyłane przez gwiazdy i inne ciała niebieskie. Nigdy nie usłyszeli nic, co potencjalnie mogłoby być formą komunikacji, przynajmniej w ich mniemaniu.
Od tamtego spostrzeżenia minęło już ponad sześćdziesiąt lat, a do naszych uszu wciąż nie dotarło nic poza szumem tła pochodzącym od gwiazd, planet, kwazarów i mgławic. Nie odwiedziły nas też żadne istoty pozaziemskie (według naszej wiedzy). Nasuwa się zatem niewygodne pytanie: jeśli faktycznie okaże się, że stanowimy jedyne inteligentne życie we wszechświecie, co mówi nam to o życiu – i o nas samych?
Fermi wiedział, że wszechświat liczy sobie miliardy lat i zawiera miliardy galaktyk. Nawet nasza Droga Mleczna, niczym niewyróżniająca się spiralna galaktyka, składa się z setek milionów gwiazd, a każdej może towarzyszyć orbitująca planeta będąca domem dla inteligentnego życia. Co więcej: z tego, co mówią nam skamieliny, wynika, że życie na Ziemi zaczęło się natychmiast, gdy zaistniały po temu odpowiednie warunki. Między ostygnięciem naszej planety a początkami życia była bardzo krótka zwłoka, po czym z impetem ruszyła ewolucja w kierunku złożonych organizmów. Przemawia to za tym, że życie nie tylko może się rozwinąć na „martwej" planecie, lecz że się na pewno rozwinie, jeśli tylko temperatura i skład chemiczny będą sprzyjające.