Samuel Pack Elliott, który ma niemal 50 lat stażu w Hollywood został wczoraj nominowany do Oscara za drugoplanową rolę w filmie „Narodziny gwiazdy”. - Najwyższy k***a czas - powiedział w rozmowie z magazynem „Deadline”. - Tak poza tym, to chodzi tu o pracę, o ten kreatywny proces. Wspaniale zostać wreszcie docenionym, o to w tym wszystkim naprawdę chodzi – dodał. – Pięćdziesiąt lat w branży i nagle jestem łączony z takim filmem. To wspaniały prezent – podkreślił.
Elliot w rozmowie zgadywał także, co mogło spodobać się widzom i członkom Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej w jego roli. - Myślę, że jest tam kilka uniwersalnych motywów, do których ludzie mogą się odnieść – powiedział. – Muzyka to jedna rzecz, ona stoi na oddzielnym poziomie, ale jest tu także wciągająca historia: romans, opowieść o miłości i stracie. Poza tym, jest temat uzależnienia. Nie znam nikogo, kto nie miałby powiązaniam bezpośredniego lub pośredniego, z kimś uzależnionym – zaznaczył.
Sam Elliott znany jest między innymi z filmów takich jak „Byliśmy żołnierzami”, „Tombstne”, „Hulk”, „Słyszeliście o Morganach?”, „Wykidajło”, „Złoty kompas” czy „Big Lebowski”. Dotąd wyróżniony został jedynie nagrodą Critics' Choice Television za najlepszy występ gościnny w serialu dramatycznym „Justified: Bez przebaczenia” i nagrodą National Board of Review za rolę drugoplanową w filmie „Narodziny gwiazdy”.
Wczoraj Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej podała listę nominacji do tegorocznych Oscarów. Przypominamy, że „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego otrzymała trzy nominacje do tej prestiżowej nagrody.