Rosnące dochody w średnio zamożnych krajach, tani transport lotniczy, rozbudowane kempingi, możliwość taniego zarezerwowania noclegu za pośrednictwem Internetu spowodowały, że takie miasta, jak Wenecja i Barcelona muszą walczyć z napływem masowej turystyki i robią wszystko, by ograniczyć liczbę gości.
Czytaj także: Początek końca masowej turystyki? Azjatyckie raje mają dość
Nie do życia stają się dla stałych mieszkańców Rzym, Paryż, Florencja, Lizbona i Amsterdam. Na napływ turystów zaczynają narzekać także mieszkańcy Krakowa i małych miasteczek prowansalskich. Polskie wybrzeże czekałby podobny los, gdyby nie to,że „przesiewu" dokonuje kapryśna pogoda. Zadeptany przez turystów jest kambodżański Angkor Wat. Żeby wejść na Mount Everest, na nasz Giewont albo obejrzeć z bliska Machu Picchu trzeba stać w kolejce. W przypadku Everestu i Machu Picchu zdarzają się przypadki śmierci w oczekiwaniu w kolejce, bo w rozrzedzonym powietrzu trudno jest oddychać i nie wszyscy to wytrzymują. Na Islandii coraz więcej atrakcji jest zamkniętych dla turystów, mimo że ta branża gospodarki przynosi 25 proc. PKB. Światowa Organizacja Turystyki szacuje, że na świecie w 2018 mieliśmy 1,4 mld osób, które zwiedzały świat turystycznie. Dały one łączny przychód w wysokości 8,8 bln dolarów , zaś branża ma 10 proc. udział w światowym zatrudnieniu.
Podróże stały się także bezpieczniejsze, bo turyści są znacznie lepiej poinformowani, niż było to wcześniej. Coraz częściej widać na ulicach miast ludzi wpatrujących się w smartfona, bo prowadzi ich aplikacja, która nie informuje jednocześnie, że tuż obok stoją naprawdę piękne zabytki, ale pozwoli trafić do miejsca noclegu. Google opracował przewodniki po „najbardziej dzikich" krajach, a inne aplikacje służą jako tłumacze i nie ma już problemu z nieznajomością języków obcych, których,zwłaszcza dla Polaków, pozostaje potężną barierą.
Tyle,że jest i druga strona medalu dynamicznego rozwoju turystyki. Bo samo zwiedzanie ,kiedy odbywa się w tłumie zazwyczaj spoconych współtowarzyszy przestaje być tak atrakcyjne, jak było kiedyś. Zrobienie zdjęcia na paryskim Montparnasse graniczy z cudem, bo jest 100-procentowa szansa że wejdzie nam przynajmniej kilka z głów chińskiej grupy, graniczy z cudem. Infrastruktura turystyczna jest zbyt skromna ,ale trudno domagać się od władz miejskich, żeby inwestowały z coś, co jest używane jedynie 6-7 miesięcy w roku.