Wprawdzie stabilny biznes to nie ruletka ani poker, jednak jest to gra. Liczy się w niej sukces i w końcowym rezultacie pieniądze, czyli zrealizowane i sprzedane usługi oraz wyprodukowane towary. Bez tego nie ma biznesu. Nie istnieje on też, bądź chyli się ku upadkowi, gdy strony - co oznacza po ludzku przedsiębiorcy i ich odbiorcy – nie mogą się dogadać. Brak porozumienia w interesach, to sygnał bliskiego upadku. To jak w rodzinie. Familijne antagonizmy małżonków, partnerów, ich dzieci czy rodzeństwa to żółte światło ostrzegawcze. Równie groźne mogą być konflikty kontrahentów. Bywa, że w obu typach biznesowych tarapatów niezbędna jest interwencja strony trzeciej. Czyli czyja? Odpowiedż jest prosta. Najgorsza jest wojna. Młotek i siekierka zawodzą. Dlatego do wyboru pozostaje sąd, mediacja lub arbitraż. Wszystko zależy od specyfiki konfliktu. Każdy spór gospodarczy, czy handlowy ma inny charakter. Rodzi więc konieczność zastosowania odmiennych instrumentów. Wszystko po to, aby uzyskać ekonomiczne albo kadrowe rozstrzygnięcie, które będzie efektywne jakościowo, czasowo i kosztowo. Ugoda nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem, podobnie jak nie zawsze można polecać arbitraż. Spór sądowy też bywa w pewnych okolicznościach zawodny. Wybór metody rozstrzygania należy do zainteresowanych przedsiębiorców i konsumentów. To oni, tak się wyśpią, jak sobie pościelą. W Nowym Roku wypada więc życzyć naszemu biznesowi dobrych snów i umiejętnego korzystania ze znowelizowanego Kodeksu postępowania cywilnego, który dopiero co, bo 7 listopada, wszedł w życie. Z pewnością do niego będziemy wracać w 2020 roku, głównie po to, by ocenić korzyści i szkody, jakie przyniósł ze sobą. Do siego roku.

Więcej szczegółów w tekście Eweliny Stobieckiej i Patryka Kuliga  „Alternatywne metody rozwiązywania sporów w biznesie – polskie zmiany, niemieckie doświadczenia". Zapraszam do lektury także innych artykułów w najnowszym numerze „Biznesu".