Zdziwił mnie hejt, jaki spotkał minister rozwoju Jadwigę Emilewicz, która ośmieliła się powiedzieć, że koronawirusowy paraliż dostaw z Chin mógłby stać się okazją dla polskich firm na przechwycenie niektórych lokowanych tam kontraktów. Zdziwił mnie ten hejt, bo myśl, że każdy kryzys może być szansą, nie jest przecież nowa. Dotyczy to także tej epidemii.

Czytaj także: Emilewicz przeprasza za wypowiedź o koronawirusie 

Pomijam oczywisty fakt, że dzięki licznym instruktażom wszyscy Polacy nauczą się porządnie myć ręce, jak nie przymierzając bohaterowie kultowego serialu „Chirurdzy” (ba, może do niektórych wreszcie dotrze, że trzeba myć ręce po wyjściu z toalety?). Na pewno upowszechni się stosowanie i dostępność w naszym kraju żeli bakteriobójczych. To dla producentów szansa zwiększenia przychodów, a dla nas mniejsze ryzyko infekcji. Byłoby też dobrze, gdyby upowszechnił się znany od dawna w Azji zwyczaj noszenia maseczek przez zakatarzonych i kaszlących. Byłby to skromny wyraz odpowiedzialności tych osób wobec ich bliskich i reszty społeczeństwa.

Czy po koronawirusie zmieni się polska kultura korporacyjna i pracodawcy będą odsyłać nawet lekko zainfekowanych do domu? Czy upowszechni to zdalną pracę? Czy wzorem dobrego pracownika stanie się ten, kto odpowiedzialnie powie „chcę zostać w domu, by nie zarażać kolegów” zamiast słaniać się z gorączką przy firmowym biurku i komputerze? Firmom i ich pracownikom wyszłoby to na zdrowie. Wystarczy w kryzysie dostrzec szansę.