Piszę często o wynalazkach, przy czym głównie skupiam się na tych dużych, doniosłych, takich. które bardzo zmieniły świat. Maszyna parowa zrewolucjonizowała przemysł, samolot – komunikację, telefon – kontakty międzyludzkie, telewizor – rozrywkę. O nich warto pisać, bo były to wynalazki naprawdę doniosłe!
Ale nasze życie w dużym stopniu zmieniły także drobne przedmioty codziennego użytku. O ich powstaniu i o ludziach, którym je zawdzięczamy, warto także się dowiedzieć. Bo bez tych drobiazgów świat byłby naprawdę inny!
Zacznijmy od wynalazków, które towarzyszą nam od samego rana. Panowie codziennie, a panie okazjonalnie, poddają się goleniu, to znaczy usuwaniu zbędnego owłosienia. Typowo używana jest do tego żyletka, dzisiaj zresztą najczęściej połączona z plastikowym uchwytem w formę tak zwanej „jednorazówki”. Korzystamy z niej, na ogół z zadowoleniem, ale nie zastanawiamy się, skąd się wzięła i kto ją wymyślił. A jednak wynalazca musiał być, bo wcześniej mężczyźni golili się zaostrzonym kamieniem (archeolodzy znaleźli takie narzędzie i dowiedli, że właśnie służyło do golenia), a potem przez całe stulecia używano metalowej brzytwy – specjalnego noża, dostosowanego do golenia. Najpierw była ona z brązu, potem z żelaza, ale działała stale tak samo. Kształt brzytwy zmieniał się w ciągu stuleci. W starożytnym Egipcie przypominała ona tasak, w Grecji miała kształt krótkiego miecza, natomiast jej nowoczesną formę ustalił w 1740 roku Benjamin Huntsman i od tej pory jest to bardzo ostra klinga składana i chowana do rękojeści.
Użycie brzytwy było zawsze niewygodne i niebezpieczne. Trzeba ją było ustawicznie ostrzyć, bo inaczej golenie stawało się bolesne. Częste były przypadki skaleczeń przy jej używaniu, niekiedy dochodziło do poważnych zranień, zdarzały się nawet wypadki śmiertelne. Wszystko zależało od zręczności osoby golącej się, a znane powiedzenie „małpa z brzytwą” świadczy o tym, że powszechna była świadomość, jak bardzo niebezpieczne jest to narzędzie.
Jako ciekawostkę związaną z brzytwą można odnotować fakt, że na początku XX wieku służyła ona do celowego zadawania ran – z pełną aprobatą zranionego. Był to bowiem okres, kiedy w modzie były pojedynki (zresztą zakazane przez prawo, ale praktykowane). Mężczyźni, a zwłaszcza oficerowie, z duma obnosili blizny, świadczące o tym, że dzielnie stawali w szranki i odnosili rany, chociaż oczywiście w rozmowach dawali do zrozumienia, że „ten drugi oberwał znacznie gorzej”. Najbardziej cenione były blizny na twarzy – nie szpecące, a jednak nadające osobie cechy bohaterstwa. No ale w prawdziwym pojedynku rzadko odnosiło się właśnie takie obrażenia, ponadto pojedynek był rzeczą ryzykowną. Nie mówiąc o tym, że można było zginąć, gdy przeciwnik nadmiernie „wczuł się w rolę”, ale nawet przy dobrym wyniku groziło więzienie, bo prawo zabraniające pojedynków było stosowane dość rygorystycznie. No więc popularna była praktyka, że dzielny oficer szedł do fryzjera i zamawiał szczególną usługę: zranienie brzytwą w policzek. Chwila bólu – a potem możliwość obnoszenia na salonach świeżej rany i malowniczej blizny. Autentyczne!