Ozzy Osbourne poznał Eddiego w 1979 r., gdy grupa gitarzysty otwierała koncerty Black Sabbath:
„ Van Halen było siłą, z którą trzeba było się liczyć. Nie był to łatwy zespół do wspólnego koncertowania. Pamiętam, że pewnego razu zagraliśmy w San Antonio. Zagrali tak mocno, że mało brakowało, a rozwaliliby dach. I musieliśmy brać to pod uwagę. To był dla nas ciężki wieczór. Musieliśmy być lepsi niż zazwyczaj. Po tamtym tournee odlecieli. Mogłem godzinami siedzieć i patrzeć, jak Eddie Van Halen gra na gitarze przez cały dzień. Sprawiał wrażenie, że te wszystkie skomplikowane partie, jakie grał – wyglądały na łatwiutkie. Potem wszyscy inni próbowali być Eddiem Van Halenem, ale jest tylko jeden Eddie Van Halen. Ten jedyny i genialny. Tylko Bóg wie, co trzeba zrobić, by grać tak jak on”.

 „Sposób, w jaki korzystał z gitary był świadectwem boskiej inspiracji” – napisał Tom Morello, gitarzysta Rage Against the Machine.

Mike McCready z Pearl Jam, który zaczął grać na gitarze po pojawieniu się Van Halena, napisał:
 „Jego muzyka brzmiała tak, jakby Eddie pochodził z innej planety. Stworzył niesamowite piosenki: „Romeo Delight”, „On Fire”, „Unchained”, „Mean Street”, „DOA”, „Light Up the Sky”, „Ain't Talkin 'Bout Love”, „Eruption”, „Atomic Punk”. Pamiętam jak uciekłem ze szkoły, by zobaczyć Eddiego przed koncertem. Czekaliśmy w kolejce przez cały dzień. Eddie był jak Mozart w świecie gitary. Zmienił wszystko”.

„Stary, cholera, kocham cię” – napisał Flea, basista Red Hotów. „ To był prawdziwy rocker, wybitny muzyk, wielkie serce, chłopak z Los Angeles na wskroś. Odważny innowator i niekwestionowany król wszystkich wynalazców. Co za dźwięki !!! Mam nadzieję, że dziś wieczorem będziesz jamować z Jimim i swobodnie latać w kosmosie. Tętniąca życiem część muzyki opuściła tę ziemię”.