Rzadko się zdarza, by takie pośmiertne odkrycia dokonywały głębokich przewartościowań w ocenie dorobku artysty. Nie inaczej będzie i z tą kompozycją Henryka Mikołaja Góreckiego, ale „Dwa postludia Tristanowskie i chorał” wzbudziły duże zainteresowanie, nie tylko w Polsce. Na niedzielne prawykonanie inaugurujące tegoroczny Tansman Festival przyjechali goście z zagranicy, bo muzyka tego kompozytora ciągle świat fascynuje.
Pora wyjaśnić tytuł znalezionego utworu. Postludium to rodzaj zakończenia, epilogu, odnoszącego się w tym przypadku do wielkiego dramatu muzycznego, jakim jest „Tristan i Izolda”. A może bardziej – do całej twórczości jego autora, Richarda Wagnera, którego muzyką Górecki bardzo był zafascynowany szczególnie pod koniec życia.
Uważne ucho wyłowi więc w utworze motywy „tristanowskie”, ale jak to bywało u tego kompozytora i tym razem odwołał się do Wagnera na swój sposób. Górecki z reguły niczego nie cytował wprost, tego typu odniesienia są tylko krótkim sygnałem, który po kilku zaczerpniętych nutach zostaje natychmiast przetworzony, włączony w nurt specyficznej, narracji Góreckiego.
Tak jest i w tym przypadku, a postludia spowolnione w zamyśle ich autora w sposób maksymalny nadają całości charakter elegijny. Utwór przenosi nas w inny wymiar czasu – nie tego historycznego, rzecz jasna, ale tego, w którym dzieje się sama muzyka. Trzeba poddać się jej regułom, co nie jest łatwe, jeśli nie pomoże w tym orkiestra, złożona z samych smyczków oraz odgrywających istotną rolę dzwonów i kilku instrumentów perkusyjnych, do których w tym przypadku zaliczyć można również fortepian.
Nie jest łatwo zagrać utwór składający się niemal w całości z samych długich nut. Potrzeba niemałych umiejętności, by w tej monotonnej powtarzalności odkryć sens, co więcej – nadać jej walor atrakcyjności. Jerzy Maksymiuk to potrafił, muzycy Sinfonii Varsovii pod jego batutą zagrali tak, że odkryli w tych postludiach wewnętrzny puls.