Liczba mieszkań w metropoliach rośnie wolniej od popytu, co przekłada się na rosnące ceny, ogranicza wzrost wielkich miast i wypycha wiele osób z mniejszych miejscowości na emigrację. Kolejne rządy są niezdolne do zreformowania blokujących inwestycje mieszkaniowe i korupcjogennych regulacji wykorzystania gruntów. Rząd PiS zamiast reformy proponuje program „Mieszkanie plus".
Po 1989 roku wzrost liczby mieszkań na 1000 mieszkańców w Polsce nie ustępuje temu, który ma miejsce w Czechach i na Węgrzech. Może nawet jest szybszy. Jednak w 1989 roku zaczynaliśmy z niższego pułapu. Kilka lat temu OECD zbadało, jak szybko podaż mieszkań odpowiada na popyt w 21 krajach członkowskich. Jakkolwiek dla Polski autorzy dysponują dość krótkimi danymi (jedynie za lata 1999-2006) to wyniki nie napawają optymizmem. Polska na tym tle wypadła w środku stawki, z podażą relatywnie słabo dostosowującą się do popytu w długim okresie. To problem, ponieważ większość z badanych krajów ma prawdopodobnie mniej pilne potrzeby mieszkaniowe ze względu na brak bagażu lat komunizmu.
Co blokuje dostosowania liczby mieszkań w dużych miastach do potrzeb przyjezdnych? Badania empiryczne ze świata są zgodne: restrykcyjne regulacje wykorzystania gruntów. Im bardziej restrykcyjne są strefy i gęstości zabudowy, prawo budowlane, wymogi środowiskowe, im bardziej czasochłonne uzyskiwanie pozwoleń na budowę, tym trudniej o nowe budownictwo mieszkaniowe, które zaspokoiłoby potrzeby przyjezdnych. Dlatego młodych spoza wykształconej klasy średniej coraz rzadziej stać na mieszkanie w Nowym Jorku czy San Francisco, które od lat zaostrzają regulacje wykorzystania gruntów, a w jednolicie restrykcyjnej Wielkiej Brytanii ludzie w średnim wieku coraz później kupują swój pierwszy dom. Jednocześnie w Japonii czy Teksasie ceny pozostają umiarkowane. Badania skupiają się jednak głównie na Stanach Zjednoczonych – czy ten problem występuje również w Polsce?
Przyglądając się doniesieniom medialnym o kolejnych przewinieniach deweloperów można odnieść wrażenie, że w Polsce każdy może budować co i gdzie chce, jednak nic bardziej mylnego. W ostatnich miesiącach kontrowersje wywołał projekt specustawy tymczasowo wyłączającej duże inwestycje mieszkaniowe z wielu rygorów planowania przestrzennego. Skąd taki pomysł?
Rząd prawdopodobnie zorientował się, że jeżeli będzie musiał spełnić te same wymogi, z którymi dzisiaj na co dzień zmagają się prywatni inwestorzy, to nie ma szans wyrobić się z budową znacznej liczby mieszkań w ramach programu „Mieszkanie plus" w cyklu wyborczym. Jednym z powodów, dla których pierwsze mieszkania z programu zostały oddane we wsi pod Jarocinem i Białej Podlaskiej, a nie w Warszawie, była trudność uzyskania zgody i poradzenia sobie z protestami przy budowie w stolicy.