Włodzimierz Szaranowicz: Telewizja Polska na pewno pokaże igrzyska

Z igrzysk w Pjongczangu będzie 200 godzin transmisji, a z Tokio 350 godzin na dwóch antenach – mówi dyrektor TVP Sport Włodzimierz Szaranowicz.

Aktualizacja: 29.01.2017 22:30 Publikacja: 29.01.2017 16:34

Włodzimierz Szaranowicz: Telewizja Polska na pewno pokaże igrzyska

Foto: Fotorzepa, Bartłomiej Sawka

Rzeczpospolita: Dobre czasy, w których Telewizja Polska miała prawa do pokazywania na swoich antenach wszystkich wielkich międzynarodowych imprez sportowych i nie musiała się o to martwić, chyba już minęły.

Włodzimierz Szaranowicz: Obawiam się, że bezpowrotnie. Nie tylko dlatego, że w Polsce działa już kilka stacji telewizyjnych, w sposób naturalny konkurujących ze sobą, ale też dlatego, że zmieniły się zasady sprzedaży praw. Mniej więcej do końca XX wieku sprawa była prosta. Prawa do pokazywania igrzysk olimpijskich przez nadawców publicznych od Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego nabywało EBU, czyli Europejska Unia Nadawców. Polska jako członek tego stowarzyszenia płaciła składki, dzięki czemu była traktowana jak każda inna telewizja publiczna w innym kraju.

Dopóki rynku nie popsuła piłka nożna.

Tak bym tego nie określił, ale rzeczywiście, kiedy w roku 1992 powstała Liga Mistrzów i UEFA zorientowała się, że to może być żyła złota, szybko powstała agencja, sprzedająca prawa w jej imieniu. Na taki sam pomysł wpadła FIFA. MKOl nie chciał być w tyle i też powierzył handel prawami do igrzysk olimpijskich agencji. MKOl może liczyć na środki od grupy dziesięciu najpotężniejszych firm świata, tworzących tzw. Złotą Ligę. Dwanaście innych firm, których nazwy również są powszechnie znane, to sponsorzy strategiczni. Jednak MKOl uznał, że drugą nogę można zbudować na przychodach ze sprzedaży licencji. Kiedy w jego imieniu zaczął to robić pośrednik, cena automatycznie wzrosła. Odczuli to wszyscy publiczni nadawcy na świecie, bo rozmowy z taką instytucją jak EBU zastąpiły dwustronne negocjacje z pośrednikiem. Tak się dzieje od początku XXI wieku.

To ile teraz będzie musiała zapłacić Telewizja Polska za prawa do pokazywania igrzysk w Pjongczangu i w Tokio?

Nie mógłbym tego powiedzieć, nawet gdybym wiedział. Rozmowy wciąż trwają. Prezes Jacek Kurski poinformuje o tym na konferencji prasowej. MKOL i EBU nie doszły do porozumienia w sprawie sprzedaży praw do igrzysk w latach 2018–2024, czyli dwóch zimowych i dwóch letnich. Wtedy na rynek weszło Discovery, które zapłaciło za ten pakiet, o ile mi wiadomo, półtora miliarda dolarów. My teraz staramy się odkupić prawa na Polskę właśnie od Discovery.

Wszystkie kraje europejskie są w takiej samej sytuacji?

BBC i TF1 porozumiały się bezpośrednio z MKOl wcześniej, dzięki czemu Brytyjczycy i Francuzi już mogą spać spokojnie. Igrzyska zimowe w Pjongczangu w roku 2018 i letnie w Tokio w 2020 obejrzą na pewno.

A Polacy?

Na pewno też. Pieniądze muszą się znaleźć, tym bardziej że Telewizja Polska, zgodnie z uchwałą Sejmu, ma obowiązek pokazywania wszystkich dużych wydarzeń o charakterze społecznym na kanałach otwartych. W przeciwieństwie do Eurosportu, który pokazuje igrzyska na kanałach zakodowanych.

Jaka będzie różnica w przekazie z najbliższych igrzysk w porównaniu z tymi w Soczi i Rio de Janeiro?

Z Soczi mieliśmy 260 godzin przekazu, z Rio de Janeiro 800 godzin, ale na trzech antenach równolegle oraz w internecie. Z zimowych igrzysk w Pjongczangu będzie 200 godzin transmisji, a z letnich w Tokio 350 godzin na dwóch antenach.

Co później? Z każdymi kolejnymi igrzyskami będzie gorzej?

Mam nadzieję, że nie, ale proszę zwrócić uwagę, jak to dziś działa. Znamy gospodarzy trzech najbliższych igrzysk: 2018 Pjongczang, 2020 Tokio, 2022 Pekin. Nie wiadomo, kto zorganizuje letnie igrzyska w roku 2024, ale prawa telewizyjne do nich już zostały sprzedane. NBC zapłaciła 7 mld 650 mln dolarów za prawa do igrzysk w latach 2024–2032, licząc pewnie i na to, że w roku 2024 odbędą się w Los Angeles (starają się o nie również Paryż i Budapeszt – przyp. red.).

Jest pan szefem TVP Sport od siedmiu lat, ale w Telewizji Polskiej pracuje pan od roku 1983. Telewizja publiczna zawsze, od roku 1964, pokazywała igrzyska olimpijskie. Kiedy porównuje pan swoje początki na Woronicza z teraźniejszością, to jakie różnice pan widzi?

Nigdy nie było tak trudno i tak drogo. Ale niemal zawsze osiągaliśmy to, co chcieliśmy, nigdy nie przepłacając, bo to jest przecież telewizja publiczna.

Rzeczpospolita: Dobre czasy, w których Telewizja Polska miała prawa do pokazywania na swoich antenach wszystkich wielkich międzynarodowych imprez sportowych i nie musiała się o to martwić, chyba już minęły.

Włodzimierz Szaranowicz: Obawiam się, że bezpowrotnie. Nie tylko dlatego, że w Polsce działa już kilka stacji telewizyjnych, w sposób naturalny konkurujących ze sobą, ale też dlatego, że zmieniły się zasady sprzedaży praw. Mniej więcej do końca XX wieku sprawa była prosta. Prawa do pokazywania igrzysk olimpijskich przez nadawców publicznych od Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego nabywało EBU, czyli Europejska Unia Nadawców. Polska jako członek tego stowarzyszenia płaciła składki, dzięki czemu była traktowana jak każda inna telewizja publiczna w innym kraju.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Kraj
Zagramy z Walią w koszulkach z nieprawidłowym godłem. Orła wzięto z Wikipedii
Kraj
Szef BBN: Rosyjska rakieta nie powinna być natychmiast strącona
Kraj
Afera zbożowa wciąż nierozliczona. Coraz więcej firm podejrzanych o handel "zbożem technicznym" z Ukrainy
Kraj
Kraków. Zniknęło niebezpieczne urządzenie. Agencja Atomistyki ostrzega
Kraj
Konferencja Tadeusz Czacki Model United Nations