Pasażerowie rzeczywiście mogą odetchnąć. — Nasze dzisiejsze rejsy odbywają się normalnie, a pikieta w żaden sposób nie wpłynęła na plany lotów — mówi Konrad Majszyk z biura prasowego LOT.

Związkowcy jednak zapowiadają, że z akcji protestacyjnej nie zrezygnowali, a tylko ją przełożyli o 2 tygodnie. Nie wiadomo jednak, jak będą argumentować taką akcję, ponieważ referendum strajkowe, które zakończyło się w ostatnią sobotę dotyczyło protestu organizowanego w tym tygodniu.

Żeby podkreślić swoje niezadowolenie ze stylu zarządzania spółką i poziomu wynagrodzeń zorganizowali pikietę pod siedzibą firmy. Pojawiło się na niej ok. 100 pracowników LOT z transparentami „Zwolnić prezesa", „Walczymy o bezpieczne loty". Ksiądz pobłogosławił protestujących i odprawił nabożeństwo, w którym wzięli udział przede wszystkim przedstawiciele personelu pokładowego i piloci, ale także prezes LOTu, Rafał Milczarski, który pojawił się za przyzwoleniem organizatorów wydarzenia. Na końcu pikiety szef ZZ Pilotów Komunikacyjnych Adam Rzeszot i prezes podali sobie ręce, a Rafał Milczarski zaproponował protestującym przejście do budynku spółki, bo tam jest cieplej (temperatura rano w pobliżu warszawskiego lotniska wynosiła 8 stopni), a dodatkowo jeszcze przygotowano dla nich jedzenie i ciepłe napoje.

Związkowcy tłumaczą odwołanie strajku zaplanowanego na 1 maja troską o pasażerów oraz odpowiedzialnością za losy pracowników LOTu i całej spółki. Ich pretensje do zarządu jednak pozostają aktualne i chcą powrotu do wypowiedzianego w 2013 roku regulaminu wynagradzania, który obowiązywał od 2010 roku, zaoferowania etatów pracownikom zatrudnionym na umowach cywilno-prawnych, oraz ustąpienia prezesa Rafała Milczarskiego, który ich zdaniem nie zna się na branży lotniczej, mimo tego, że spółka wypracowuje zyski. Argumentem, który ostatecznie miał przekonać związkowców do odstąpienia od akcji strajkowej, było odwołanie z dniem 30 maja przez premiera Mateusza Morawieckiego przewodniczącego rady nadzorczej spółki Józefa Aleszczyka, prezesa firmy Business Consulting, wykładowcy Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu. Liczą jednak, że premier teraz mocniej zaangażuje się w rozwiązanie konfliktu pracowniczego w spółce.