Prowadzone w Norwegii śledztwo nie ustaliło jeszcze przyczyny katastrofy 31 sierpnia śmigłowca AS350 83E, ale wstępne ustalenia skłoniły jego producenta, Airbus Helicopters do ogłoszenia prewencyjnej kontroli części łączących silnik z główną przekładnią. 

Pilna dyrektywa EASA nadała tym kontrolom charakter obowiązkowy przed następnym lotem każdej maszyny. Kontrole dotyczą ok. 400 śmigłowców dostarczonych klientom na świecie, które nie mają więcej niż 300 godzin lotów. Śmigłowiec, który spadł w Norwegii miał wyłatane 73 godziny.

Inspekcje dotyczą jednosilnikowych modeli AS350 83 należących do najlepiej sprzedającej się rodziny Ecureuil, i podobnych EC130 TY2. Zaprojektowano je do walki z pożarami, do transportu chorych i rannych, dla policji i do transportu pasażerów. Airbus polecił też inspekcję wersji dla wojska.

Operator śmigłowca, który rozbił się, Helitrans poinformował, że przeprowadził już kontrole pozostałych 15 maszyn tego samego typu niedawno kupionych. „Niczego nie stwierdzono. Zgodnie z zaleceniami Airbusa śmigłowce zostały dopuszczone do latania i wznowią działalność” — cytuje Reuter komunikat tej firmy.

W 2016 r. śmigłowiec Super Puma Airbusa rozbił się u wybrzeży Norwegii na skutek zmęczenia materiału w przekładni: łopaty głównego rotora odpadły od kadłuba podczas lotu z platformy wydobywczej na ląd, zginęło wtedy 13 osób. Norweskie władze zaleciły później Airbusowi zmiany projektowe w głównej przekładni maszyn AS 332 L2 i EC 225 LP Super Puma. To inne modele od tego, który spadł w sierpniu.