W 1965 r. trzy samoloty B727-100 rozbiły się w Stanach w ciągu niecałych 3 miesięcy przy podchodzeniu do lądowania powodując śmierć 131 osób. Podobnie jak w przypadku MAXów, trzysilnikowe B727 nazwano w owym czasie jednymi z najbardziej nowoczesnych samolotów. Boeing wprowadził je w 1964 r. i przedstawiał jako najbardziej skuteczną alternatywę dla typowych wówczas samolotów 4-silnikowych, z nowymi cechami, które pozwalają łatwiej używać ich na krótkich pasach startów i lądowań.
System klap na skrzydłach B727, zapewniających dodatkową siłę nośną przy małej prędkości, był niezwykle szeroki i wyrafinowany, pozwalając maszynie zniżać się szybciej od rywali oraz unikać budynków i innych przeszkód w pobliżu lotniska.
Czytaj także: Klienci Boeinga mogą zamówić bezpłatny program dla MAX-ów
Specjaliści prowadzący wówczas postępowania wyjaśniające przyczyny katastrof wykryli, że niektórzy piloci nie zrozumieli w pełni systemu działania tych klap i pozwalali, by samolot zniżał się ze zbyt dużą prędkością. — Nie było nic złego z samolotem, ale jeśli nie poświęcono mu dostatecznie dużej uwagi, to można było doprowadzić do tego, że częściej spadał — stwierdził profesor Bill Waldock, który na amerykańskim uniwersytecie lotniczym Embry-Riddle zajmuje się kwestiami bezpieczeństwa i zbadał 727 wypadki lotnicze.
Władze lotnicze poleciły wówczas większe przeszkolenie pilotów, ale pozwoliły na utrzymanie lotów tych maszyn mimo apeli części polityków, by je uziemić. Boeing dokonał pewnych zmian w podręczniku latania i w procedurach prowadzenia samolotu przy podejściu do lądowania.