Największy na świecie producent samolotów postarał się również przy tej okazji przekazać pierwszy egzemplarz samolotu państwowemu przewoźnikowi Air China, pochodzący z zakładu w Zhoushan, 290 km na południowy wschód od Szanghaju.
Amerykanie zainwestowali w ubiegłym roku 33 mln dolarów w większościowy udział w spółce j. v. z państwowym Commercial Aircraft Corp of China (COMAC), aby stworzyć ośrodek prac wykończeniowych: wyposażania wnętrz kabin i malowania kadłubów.
Airbus i Boeing zwiększają obecność w Chinach, bo zależy im na zamówieniach na tym szybko rosnącym rynku, który w najbliższej dekadzie prześcignie największy dotąd na świecie, amerykański. Koncern z Chicago uważa się za największego amerykańskiego eksportera, w 2017 r. dostarczył klientom w Chinach więcej niż co czwarty samolot wyprodukowany w całym roku, a w prognozie na 20 lat przewiduje chiński popyt na 7700 nowych maszyn o wartości 1,2 bln dolarów.
Uroczystą inaugurację zakładu przyćmiła jednak atmosfera napięcia w stosunkach Chiny-USA z powodu trwającej wojny celnej. Oba kraje przystąpiły do rozmów mających doprowadzić w ciągu 90 dni do wynegocjowania nowego porozumienia handlowego. — Czy denerwuje mnie ta sytuacja? Oczywiście, tak. To trudne warunki. Musimy patrzeć długofalowo w Chinach i jestem optymistą, że opracujemy drogę wyjścia z tego — powiedział wcześniej dziennikarzom prezes Boeing China, John Bruns.
Tarcia w handlu zaszkodziły amerykańskim farmerom hodowcom soi i chińskim producentom przemysłowym, ale ich wpływ na Boeinga nie był istotny, bo amerykańskie samoloty uniknęły dotąd chińskich ceł. Bruns jest optymistą o wynik rozmów handlowych, a sektor lotnictwa jest jasnym punktem wśród dwustronnych napięć. Zapytany o możliwość umów o transferze technologii między Boeingiem i COMAC podkreślił, że zadaniem zakładu jest instalowanie foteli, malowanie kadłubów i końcowe prace przed wydawaniem samolotów klientom. — To tylko część tego, co robimy przy produkcji samolotów — stwierdził.