Miał pogodny stosunek nawet do śmierci: zaprosił fanów na pogrzeb 7 czerwca 2023, wcześniej wydając „Epitafia i mowy pożegnalne Papcia Chmiela". Niestety, pogłoski o jego śmierci nie są przesadzone.
Na szczęście wystarczy jeden z niemal pięćdziesięciu zeszytów, jakie stworzył, by był znów z nami i przypominał chwile dzieciństwa, gdy wprowadzał nas w życie i dobry humor jako najwspanialszy profesor uśmiechu. Wyrazem jego opiekuńczości był nawet pseudonim, jaki przyjął Henryk Jerzy Chmielewski, by odróżnić się od innego rysownika, którego pieniądze nie docierały na właściwe konto.
Kąpiel w proszku ixi
Przedstawiciel pokolenia Kolumbów odkrył, że większość polskich komiksów jest kopią amerykańskich, postanowił stworzyć własny, oryginalny, byśmy szli przez życie z podniesioną głową, choćby waliło się na nią wszystko.
Wiedział, co proponuje, bo gdy do jego domu mieszczącego się w miejscu dzisiejszego stołecznego Barbakanu doszła fala uderzeniowa eksplozji w Cytadeli – „pieprznął się" w ciemię, a „stuknięcie miało kolosalne znaczenie dla kariery życiowej chłopca. Jako puknięty za młodu, nie miał szans zostać w wieku dojrzałym kimś znacznym: senatorem, biskupem, twórcą stanu wojennego lub chociażby wydawcą. Został prostym rysownikiem komiksów" (autobiografia „Urodziłem się w Barbakanie").
Ciekawe, że jego los kręcił się wokół lotniczej orbity. Jako starszy strzelec podchorąży, pseudonim Jupiter, 7. pułku piechoty AK „Garłuch" brał udział w czasie powstania warszawskiego w nieudanym ataku na niemieckie lotnisko Okęcie. Jego komiks zaś wystartował dzięki zbiegowi okoliczności, gdy umieścił swoich bohaterów na pokładzie rakiety kosmicznej. Historia nie przypadła do gustu partyjnym decydentom, do czasu wystrzelenia radzieckiego sputnika w 1957 r.