Lekkoatletyczne MŚ: Słodko-gorzki młot

Dwa lata temu w Londynie Malwina Kopron zdobyła brąz mistrzostw świata. W Dausze nie awansowała nawet do finału. Siłę pokazała Joanna Fiodorow i w sobotę powalczy o medal.

Aktualizacja: 28.09.2019 08:31 Publikacja: 28.09.2019 08:27

Lekkoatletyczne MŚ: Słodko-gorzki młot

Foto: AFP

Relacja z Dauhy

Kopron do strefy wywiadów weszła zrezygnowana. Nie płakała, ale nie wykluczyła, że zrobi to w samotności, gdzieś w autokarze albo hotelowym pokoju. W pierwszej próbie posłała młot w siatkę, w drugiej - na prawie 75 m, co dałoby pewny finał (minimum wynosiło 72 m), gdyby nie wypadła z koła. Trzeciej próby już nie spaliła, ale 70,46 to było za mało, by myśleć o sukcesie. Efekt: 13. miejsce, pierwsze niedające awansu.

- Jest mi bardzo przykro. Tym bardziej, że czuję, iż mogę bić rekordy życiowe i byłabym w stanie powalczyć o medal. Nerwy może były, ale tylko w hotelu, po przyjeździe na stadion byłam już w pełni skoncentrowana. Najbardziej żałuję oczywiście tej drugiej próby. Pierwsza też była bardzo mocna, bo zostawiła niezłą dziurę w słupku. Jestem bardzo zmęczona tym sezonem. Michała (Haratyk, chłopak Kopron - przyp. red.) oglądać nie będę. Chcę wyjechać stąd jak najszybciej, może uda się przebukować bilety na sobotę lub niedzielę. Wolę odpocząć w domu - nie kryła rozczarowania Kopron.

Pod jej nieobecność honoru żeńskiego młota bronić będzie Joanna Fiodorow. Finał zapewniła sobie już pierwszym rzutem na odległość 73,39 m. Zakwalifikowała się z trzecim wynikiem. - W sobotę chciałabym poprawić rekord życiowy (75,63 m - przyp. red.). Na ile to wystarczy, zobaczymy - mówi Fiodorow.

Pierwszy dzień mistrzostw był też udany dla wracającej do wielkiego skakania Kamili Lićwinko. W trzeciej próbie uzyskała wymagane minimum (1,94 m) i w poniedziałek powalczy o medal. - Zawsze mam problem z tymi eliminacjami. Chyba tylko w Londynie poszło mi gładko, ale później finał nie ułożył się po mojej myśli, więc może teraz będzie odwrotnie. Jestem zła na siebie, że te skoki nie wyglądały tak jak powinny. Jeśli będą lepsze technicznie, to stać mnie na to, by uzyskać więcej niż 194 cm - podkreśla Lićwinko, która będzie bronić brązu sprzed dwóch lat.
W sobotnich półfinałach zobaczymy Annę Sabat (800 m) i Patryka Dobka (400 m ppł). Polka w swoim biegu eliminacyjnym była co prawda dopiero piąta, ale rezultat 2.02,43 wystarczył do awansu. - Biegłam cały czas na drugim miejscu, mogłam nawet wygrać, ale na ostatnich 100 metrach straciłam pozycję. Nie wiem, co się stało. Może udzieliła mi się atmosfera, chociaż z drugiej strony podeszłam do tego startu bardzo spokojnie, obawiam się, że nawet za spokojnie. Starałam się nie tracić dystansu, nie szarpać i nie dać wytrącić z równowagi - opowiadała Sabat. - Rozgrzewkę mieliśmy w klimatyzowanej hali, więc nie odczuliśmy zmiany temperatury. Bardziej martwiłabym się o maratończyków, którzy muszą biegać na zewnątrz.

Dobek potwierdza, że na stadionie było dość przyjemnie, nie tak zimno jak w hotelu czy autobusach. On oglądać się na rywali nie musiał, w swoim biegu był trzeci (49,89), taktykę miał jasną: - Chodziło przede wszystkim o to, żeby spokojnie dostać się do półfinału. Tak jak ustaliłem z trenerem, ruszyłem dość żwawo i cały czas kontrolowałem dwójkę rywali z przodu.
Starty w Dausze zakończyła już debiutująca w MŚ Alicja Konieczek (3 000 m z przeszkodami). Pobiegła 9.44,96, finał na razie jest poza jej zasięgiem. - Przede mną jeszcze dużo pracy, by dorównać tym dziewczynom. Start z nimi to wspaniałe doświadczenie, ukoronowanie długiego sezonu, najlepszego w moim życiu. Zaczęłam szybko. Pierwszy kilometr 3.09-3.10. Niestety, nie udało się utrzymać tego tempa, nogi odmówiły posłuszeństwa. Wyłączyli dmuchawy i na stadionie zrobiło się ciepło, ale nie wydaje mi się, by miało to jakiś wpływ na wyniki. Zostaję tu do 2 października, teraz będę kibicować kolegom - zapowiada Konieczek.

A będzie za kogo trzymać kciuki. W sobotę o awans do finału - oprócz Sabat i Dobka - powalczy też sztafeta mieszana 4x400 m oraz dyskobole (Piotr Małachowski, Robert Urbanek, Bartłomiej Stój) i tyczkarze (Piotr Lisek, Paweł Wojciechowski, Robert Sobera). Eliminacje zaczynają Ewa Swoboda (100 m) i Adam Kszczot (800 m). A na deser finał 100 m mężczyzn, pierwszy po odejściu Usaina Bolta.

Relacja z Dauhy

Kopron do strefy wywiadów weszła zrezygnowana. Nie płakała, ale nie wykluczyła, że zrobi to w samotności, gdzieś w autokarze albo hotelowym pokoju. W pierwszej próbie posłała młot w siatkę, w drugiej - na prawie 75 m, co dałoby pewny finał (minimum wynosiło 72 m), gdyby nie wypadła z koła. Trzeciej próby już nie spaliła, ale 70,46 to było za mało, by myśleć o sukcesie. Efekt: 13. miejsce, pierwsze niedające awansu.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Lekkoatletyka
Igrzyska na szali. Znamy skład reprezentacji Polski na World Athletics Relays
Lekkoatletyka
Mykolas Alekna pisze historię. Pobił rekord świata z epoki wielkiego koksu
Lekkoatletyka
IO Paryż 2024. Nike z zarzutami o seksizm po prezentacji stroju dla lekkoatletek
Lekkoatletyka
Memoriał Janusza Kusocińskiego otworzy w Polsce sezon olimpijski
Lekkoatletyka
Grozili mu pistoletem i atakowali z maczetami. Russ Cook przebiegł całą Afrykę