Wrocław postawił sobie cele kulturalne, wizerunkowe i ekonomiczne. Minęły trzy kwartały, czyli według greckiego złotego podziału mija punkt kulminacyjny. Pozwala to na pierwsze podsumowania. Zakładaliście istotny wzrost liczby turystów. Jest tak, jak się spodziewaliście?
Krzysztof Maj: Nieskromnie powiem, że liczby przebiły nasze oczekiwania. Nie spodziewaliśmy się sytuacji, w której we Wrocławiu będą problemy ze znalezieniem noclegu, kiedy trzeba będzie szukać hotelu 30 km od miasta – takie były rekomendacje serwisu Booking.com. Ale to bardzo cieszy, bo też to spowodowało, że Rynek każdego dnia żyje, pracuje. A przy okazji życie mieszkańców przeniosło się w okoliczne uliczki, na osiedla i to był też jeden z naszych celów – żeby poruszyć inne części miasta. Bardzo mocno funkcjonuje centrum, Hala Stulecia i okolice, z zoo, Pergolą, ogrodem japońskim, ale też parki ESK rozsiane po całym mieście.
Po I półroczu mieliście aż 2 mln odwiedzających. Patrząc proporcjonalnie, III kwartał przyniósł kolejny milion?