Ks. Henryk Seweryniak: Credo korynckie, najstarsze wyznanie wiary

Przemiana Szawła nie była owocem procesu psychologicznego, dojrzewania czy ewolucji intelektualnej i moralnej, refleksji, lecz spotkania. Dlatego nie była też zwykłym nawróceniem, dojrzewaniem ja, tylko własną śmiercią i własnym zmartwychwstaniem: umarło jedno istnienie, a narodziło się drugie.

Aktualizacja: 13.04.2020 07:08 Publikacja: 10.04.2020 10:00

„Nawrócenie św. Pawła” (1767) pędzla Nicolasa Bernarda Lépicié

„Nawrócenie św. Pawła” (1767) pędzla Nicolasa Bernarda Lépicié

Foto: EAST NEWS

Efez, późna jesień 56 roku. Zbliża się piątkowy wieczór. Szaweł z Tarsu zgrabiałymi palcami, którymi cały dzień zszywał płachty namiotów, zapala oliwną lampę, bierze do ręki kawałek twardej trzciny, sprawdza, czy jest dobrze przycięta, i próbuje pisać. Zziębnięta dłoń odmawia jednak posłuszeństwa, od wielu dni od Morza Egejskiego wieje silny, zimny wiatr. Szaweł przywołuje więc kogoś z młodych, gromadzących się na modlitwę w domu Akwili i Pryski, i zaczyna dyktować list.

Kilka już razy w ostatnich miesiącach z Koryntu docierali wysłannicy z niepokojącymi wieściami. Na darmo dawał polecenia, tłumaczył, prosił. Teraz postanawia spisać punkt po punkcie, jak mają zachowywać się na zgromadzeniach liturgicznych, jak rozwiązywać spory, co robić, gdy pojawiają się mówiący wieloma językami charyzmatycy. Na koniec zostawia sprawę, która dotyka go osobiście – niektórzy ochrzczeni przez niego w Koryncie nie wierzą w zmartwychwstanie. Na razie zastanawia się głośno ten i ów, gdy po śmierci wejdę do chwały, wracać ponownie do więzienia ciała? Czy nie wystarczy, że dusza będzie cieszyć się oglądaniem Boga? Że będzie odpoczywać, uwolniona od chorób, starości i brzydoty, od smrodliwej fizjologii kału i moczu?

Ten domorosły, koryncki platonizm drażni Szawła i denerwuje. Jeżeli Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego tam, w Koryncie, twierdzą, że nie ma zmartwychwstania? Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał! A jeśli On nie zmartwychwstał, nie ma sensu to, czego my, Kefas, Apollo i ja, nauczamy i okazuje się, że byliśmy fałszywymi świadkami. Tymczasem Jezus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. Szaweł zaczyna jak natchniony krzyczeć: „Gdzie więc jest, o śmierci, twoje zwycięstwo? Gdzie jest, o śmierci, twój oścień?! Marana tha – Panie nasz, przyjdź!".

Przekazuję to, co przejąłem

Skąd to dobrze wyczuwalne w końcówce Pierwszego Listu do Koryntian wzburzenie? No, właśnie stąd, że ta sprawa dotyka Szawła osobiście, burzy wszystko, czemu poświęcił ostatnie 20 lat. Tyle przecież czasu minęło od dnia, kiedy w życiu tego uzdolnionego Żyda ze szkoły Gamaliela i bezwzględnego prześladowcy pierwszych chrześcijan, mogącego liczyć na lukratywną karierę na służbie Sanhedrynu, dokonał się radykalny zwrot. Pod murami Damaszku, stolicy Syrii, spotkał Zmartwychwstałego i usłyszał: „Szawle, Szawle, czemu mnie prześladujesz?". Nie było pytań, wahań, długiego procesu nawracania się jak u wielu późniejszych konwertytów w dziejach chrześcijaństwa. Szaweł, wezwany właśnie tak, po imieniu, zaczyna uważać za „stratę", za „śmieci" wszystkie dotychczasowe ideały, karierę, wysoką pozycję społeczną. Ta przemiana całego jego jestestwa – powie Benedykt XVI – nie była owocem procesu psychologicznego, dojrzewania czy ewolucji intelektualnej i moralnej, nie była owocem refleksji, lecz spotkania. Dlatego nie była też zwykłym nawróceniem, dojrzewaniem ja, lecz własną śmiercią i własnym zmartwychwstaniem: umarło jedno istnienie, a narodziło się drugie.

Szaweł wie jednak, że nie może poprzestać na swoim świadectwie, choćby najbardziej osobistym. Zanim więc podniesie głos, przywoła świadectwo innych. Każe pisać skrybie tak: „Przypominam, bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, którąście przyjęli i w której też trwacie. Przez nią również będziecie zbawieni, jeżeli ją zachowacie tak, jak wam rozkazałem... Chyba żebyście uwierzyli na próżno. Przekazałem wam na początku (en protois) to, co przejąłem: że Chrystus umarł – zgodnie z Pismem – za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem: i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi".

Zatrzymajmy się, bo naprawdę warto. Leży przed nami tekst z początków drugiej połowy I wieku, a właściwie jeszcze wcześniejszy. Wcześniejszy, bo Szawłowe en protois może oznaczać zarówno „przede wszystkim", „jako główną prawdę", jak i – i tak to tłumaczą nasi bibliści – „na początku", czyli wtedy, gdy zakładał koryncką wspólnotę chrześcijan. A wiemy, kiedy to było – gdzieś na przełomie 51 i 52 roku. I jeszcze jedno jest ciekawe w tym wstępie zdanie: „przekazałem wam na początku to, co przejąłem". „Przekazuję to, co przejąłem", to uroczyste oświadczenie, którego żydowski rabin używał dla podkreślenia, że sięga właśnie do ważnej tradycji i chce wprowadzić w nią swoich uczniów.

Rabin Saul (tak po hebrajsku brzmiało spolszczone imię Szaweł) tę „ważną tradycję" nazywa euangelion, świeżą, dobrą wiadomością, różną od „ewangelii" państwowych. A słowo „ewangelia" nie miało wtedy jeszcze znaczenia religijnego, określano nim ogłaszane przez heroldów nowiny o narodzinach męskiego potomka władcy czy o kolejnym zwycięstwie wodza. Ewangelia, którą zapowiada i za chwilę przypomni Szaweł, jest jednak od nich całkiem inna i mówi o zupełnie innym zwycięstwie.

A głosi się w niej, „że Mesjasz (Christos) umarł za grzechy nasze według Pism (kata tas grafás), i że został pogrzebany, i że jest wskrzeszony (zmartwychwstał, egégertai) dnia trzeciego (te hemera te trite) według Pism i że dał się widzieć (ófthé) Kefasowi, a potem (tym) Dwunastu" (1 Kor 15,3b-5). Przyznajmy, brzmią one dość schematycznie: sporo tu teologicznej abstrakcji, źle brzmi w naszych uszach składnia „i że", mamy przed oczyma dwie części, z których każda jest zbudowana z czterech odpowiadających sobie krótkich wierszy. W pierwszej chodzi o śmierci i pogrzeb Mesjasza, w drugiej – o jego przebudzenie się ze śmierci i ukazywania się. Tyle. Następny fragment („później zjawił się więcej niż pięciuset"... itd.", to już raczej dokonane przez samego Szawła przedłużenie liczby osób, które spotkały tamtego Przebudzonego. Listy, jak zobaczymy, frapującej.

Credo chrześcijan

W nauce już od dość dawna przyjmuje się, że w zacytowanym tu fragmencie Szaweł przekazał najstarsze wyznanie wiary, credo chrześcijan (którzy wtedy jeszcze się nawet tak nie nazywali, mówili raczej o sobie: „ta droga"). Stąd wspomniany prosty schemat, powtarzające się człony i spójnikowa konstrukcja „i że", mogąca być pozostałością po „wierzę, wierzymy, że"...

Zgoda, to może być credo. Ale na jakiej podstawie najstarsze? Najpierw powiedzmy tyle: z dużą pewnością niepochodzące od Pawła. Dlaczego? Dlatego że w tych kilku zaledwie wersetach apostoł używa zaskakująco dużej liczy terminów, których gdzie indziej w jego 13 listach nie ma lub prawie nie ma: „za nasze grzechy", „zmartwychwstał" „trzeciego dnia", „ukazał się" (występuje jeszcze tylko w najbliższym kontekście), „Dwunastu". Za dużo tych słów, żeby tekst, dyktowany przez Pawła w tamten efeski, zimny wieczór, mógł być jego dziełem.

A dalej: pamiętamy, że apostoł we wprowadzeniu przypomina Koryntianom to, co – jak zapewnia – sam otrzymał. A więc coś, czego nauczono go wcześniej, gdy sam wchodził „na drogę". Jeśli tak, to działo się to gdzieś w latach 30. I wieku. Może w Damaszku (33–34 r.), podczas katechezy, udzielanej dawnemu prześladowcy przed przyjęciem przez niego chrztu? A może podczas pierwszej wizyty w Jerozolimie ok. 36 r., gdy spotkał się z Piotrem, Kefasem, pozostając u niego 15 dni. Benedykt XVI uważa, że formuła „w swym rdzeniu wyszła bez wątpienia z Jerozolimy i chronologicznie sięga lat trzydziestu, jest zatem autentycznym świadectwem początków". „Bez wątpienia z Jerozolimy" jest chyba zbyt mocne, bo miejscem jej powstania mogła być oprócz Jerozolimy, także Antiochia Syryjska, uznawana za jedną z kolebek pierwotnego chrześcijaństwa. Gdziekolwiek to było, wersja oryginalna credo korynckiego została stworzona chyba w języku aramejskim, języku Jezusa i pierwszych jego wyznawców („Kefa", „Dwunastu", formuła „i że", to wszystko pochodzi z aramejskiego milieu językowego), bądź w greckim poza Palestyną, ale w środowisku chrześcijan pochodzenia żydowskiego.

Trzeciego dnia

Zadziwiają nas często i jeszcze długo będą zadziwiać ci pierwsi judeochrześcijanie. Znaczące jest na przykład to, jak wyrazili samo zmartwychwstanie tego, w którym odkryli swojego Mesjasza. W credo mamy cztery czasowniki: „umarł", „został pogrzebany", „ukazał się" i właśnie „zmartwychwstał". Trzy pierwsze występują w czasie, który określa jednorazową czynność minioną: ten, w którym uznali Mesjasza, umarł, a umiera się raz; raz również został złożony do grobu; ukazywał się wprawdzie więcej razy, ale to też po pewnym czasie się zakończyło. Tylko słowo „zmartwychwstał" (egegertai) zostało wyrażone w grece w czasie, który wyraża czynność dokonaną w przeszłości, ale trwającą w swych skutkach. To tak, jakby tamci pierwsi uczestnicy „drogi" chcieli powiedzieć: „Mesjasz żyje!", żyje w przemienionym ciele i dotyczy to losów każdego człowieka. Jak by tego było jeszcze mało, greckie egegertai można przekładać bądź jako dzieło Boga („przez Boga został obudzony, wskrzeszony"), bądź jako dzieło samego Mesjasza – „zmartwychwstał" własną mocą.

Nie mniej interesujący jest zwrot „trzeciego dnia" (grec. te hemera te trite). Używamy go do dzisiaj w znanych formach credo, wyznając przez to wiarę, że Zmartwychwstanie było zapowiadane na „trzeci dzień" i tak też się dokonało – trzeciego dnia kobiety odkryły pusty grób i rozpoczęły się objawienia Zmartwychwstałego. „»Trzeci dzień« – napisał Benedykt XVI – nie jest »datą teologiczną«, lecz dniem wydarzenia, które stało się dla uczniów decydującym przełomem po katastrofie Krzyża". Pod słowem „data teologiczna" kryje się polemika papieża z nieżyjącym już kard. Karlem Lehmanem, teologiem, filozofem i wieloletnim szefem biskupów niemieckich, który w jednym ze swoich ważnych opracowań przypomniał, że w Biblii zwrot „trzeciego dnia" ma jeszcze co najmniej dwa inne sensy, niekoniecznie historyczne. „Trzeciego dnia" Abraham złożył ofiarę z baranka na górze Moria, „trzeciego dnia" pod przywództwem Mojżesza miało miejsce zawarcie przymierza na Synaju, „trzeciego dnia" Jonasz został wyrzucony z wnętrzności „wielkiej ryby", „trzeciego dnia" odbyło się wesele w Kanie Galilejskiej, gdzie rozpoczęły się znaki nowego przymierza. W żadnym z tych przypadków nie chodzi o określenie czasu, ale o stwierdzenie, że Bóg niechybnie jest przy sprawiedliwym (Izraelu, proroku, mesjaszu), ratuje go z niebezpieczeństwa i dzięki niemu wybawia innych. A w odniesieniu do zmartwychwstania: Jezus przebywał w krainie zmarłych, ale Bóg szybko wybawił swego sprawiedliwego. Śmierć nad nim już nie panuje, a jego Zmartwychwstanie było wydarzeniem przełomowym, niosącym ze sobą zwrot w dziejach zbawienia.

„Trzeciego dnia" może oznaczać jeszcze co innego. W Ewangelii Janowej Marta, siostra Łazarza, przekonuje Jezusa, że ciało jej zmarłego brata stało się już cuchnącymi zwłokami, „leży bowiem od czterech dni w grobie". Żydzi tamtej epoki uważali, że rozkład ciała ujawnia się począwszy od czwartego dnia. A więc hemera te trite w credo może także oznaczać, że Jezus naprawdę umarł, ale Jego ciało nie uległo skażeniu, zepsuciu.

Dlaczego jednak wszystkie te sensy nie mogły „spotkać się" w historii Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego? Że pusty grób Jezusa odkryto trzeciego dnia i że właśnie wtedy zaczął się on ukazywać, dowodzi inny zwrot używany przez Ewangelistów na określenia daty Zmartwychwstania: „pierwszego dnia po szabacie". Nikogo też nie trzeba przekonywać, że jeśli naprawdę się ono dokonało, było wielkim, przełomowym wydarzeniem, przewyższającym swą potęgą wszystkie inne hemera te trite. Kościół wreszcie nigdy, od credo korynckiego po „Katechizm Kościoła Katolickiego", nie przyjął wizji zepsutego „Ciała martwego Chrystusa w grobie" Hansa Holbeina, która tak wstrząsnęła w Bazylei Fiodorem Dostojewskim. „Śmierć Chrystusa – przyznaje się w katolickim katechizmie – była prawdziwą śmiercią o tyle, o ile położyła kres Jego ziemskiemu życiu. Ze względu jednak na jedność, jaką osoba Syna zachowała ze swym ciałem, nie stało się ono martwymi zwłokami [...]. Zmartwychwstanie Jezusa »trzeciego dnia« (1 Kor 15, 4; Łk 24, 46) było tego znakiem, także dlatego, iż uważano, że rozkład ciała ujawnia się począwszy od czwartego dnia".

Dał się widzieć

Skąd pierwsi judeochrześcijanie wiedzieli, że ich Mesjasz zmartwychwstał? Dlatego że Go spotkali, ujrzeli, że się im objawił. O tym właśnie mówi wielokrotnie powtarzane przez Szawła w liście słowo ófthé. Rzecz ciekawa, Nowy Testament używa tego ófthé tylko w szczególnych wypadkach, wtedy gdy „tamta rzeczywistość" wnika w tę, w której obecnie żyjemy: objawienia anioła Pańskiego (a więc samego Boga pod postacią anioła) Zachariaszowi, który za niedługo stanie się ojcem Jana Chrzciciela, ukazania się Mojżesza i Eliasza w scenie Przemienienia, zjawienia się aniołów przy Zmartwychwstaniu i właśnie objawień, chrystofanii Zmartwychwstałego.

Także ófthé, użyte w credo, można rozmaicie tłumaczyć: „ukazał się" „pozwolił się zobaczyć", „dał się widzieć", „stał się widzialny na mocy woli Bożej". Preferujemy dzisiaj to drugie i trzecie tłumaczenie, bo dobrze oddaje prawdę, że to Zmartwychwstały daje łaskę widzenia go, obdarowuje nim wybranych. W oficjalnym wyznaniu, jakim jest nasz fragment, depozytariuszami tego daru nie są kobiety, które przecież pierwsze odkryły pusty grób i według niektórych przekazów były pierwszymi świadkami objawień. Świadectwo kobiet nie miało jednak wtedy większego znaczenia dowodowego i twórcy wyznania zdają się z tym liczyć. A więc nie „niewiasty", jak u Mateusza, i nie Maria Magdalena, jak u Jana, doznają pierwszego objawienia Zmartwychwstałego, lecz Kefas, a dalej grono Dwunastu, specjalnie wybranych, a nawet „ustanowionych", jak powie o nich Marek.

Wiele wskazuje na to, że credo korynckie kończyło się właśnie na słowie „Dwunastu", a wersety kolejne są już własnym tekstem Szawła, skomponowanym na wzór wyznania wiary. Informuje on, że świadkami Zmartwychwstałego byli nadto: „więcej niż pięciuset braci równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli", Jakub, krewny Jezusa i pierwszy przywódca wspólnoty judeochrześcijańskiej w Jerozolimie, wszyscy apostołowie (Dwunastu plus grono uznanych misjonarzy w początkach Kościoła) i sam Paweł. Wbrew pozorom, najciekawszy jest fragment o owych pięciuset braciach. Niektórzy żyją, niektórzy pomarli – dyktuje Szaweł. Możesz wsiąść w porcie korynckim na statek płynący do Palestyny i zweryfikować mój przekaz.

Wiara nie rodzi się z idei, z mitu, tradycji i samej tylko potrzeby. Rodzi się ze spotkania i refleksji nad nim. Warto o tym pomyśleć. Zwłaszcza w takie dni jak te. 

Ks. prof. Henryk Seweryniak jest teologiem, profesorem w Instytucie Dialogu Kultury i Religii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i konsultorem Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji

Efez, późna jesień 56 roku. Zbliża się piątkowy wieczór. Szaweł z Tarsu zgrabiałymi palcami, którymi cały dzień zszywał płachty namiotów, zapala oliwną lampę, bierze do ręki kawałek twardej trzciny, sprawdza, czy jest dobrze przycięta, i próbuje pisać. Zziębnięta dłoń odmawia jednak posłuszeństwa, od wielu dni od Morza Egejskiego wieje silny, zimny wiatr. Szaweł przywołuje więc kogoś z młodych, gromadzących się na modlitwę w domu Akwili i Pryski, i zaczyna dyktować list.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów