– Jeśli starcia nie zostaną przerwane poprzez poważny nacisk z zewnątrz, to zacznie się regularna wojna, i to będzie katastrofa. Ona wstrząśnie całym regionem, w tym (rosyjskim) Kaukazem Północnym, i wciągnie wszystkich, również Rosję i Turcję – uważa rosyjski analityk Wadim Muchanow.
Sprostowanie
Już obecnie Armenia oskarża Turcję o jawne wspieranie Azerbejdżanu. – Członek NATO okazuje pełne poparcie Azerbejdżanowi w postaci dronów, prowadzenia ataków hakerskich, doradców, najemników, a nawet myśliwcami F-16 – oświadczył prezydent Armenii Armen Sarkisjan na konferencji Cybersec 2020, która odbywa się pod patronatem Sojuszu.
Pomoc Ankary
Wcześniej armeńskie Ministerstwo Obrony wskazywało, że Azerowie mają nowoczesną turecką broń. Uchyliło się jednak od potwierdzenia plotek o tureckich najemnikach z Syrii walczących po stronie Baku. Z kolei ormiańska diaspora z Rosji poinformowała, że zamierza wysłać na front około 20 tys. ochotników.
Poza uzbrojeniem Ankara udzieliła też Baku pełnego politycznego wsparcia. – Natychmiastowe oswobodzenie okupowanych przez Armenię ziem Azerbejdżanu otworzy drogę do pokoju i stabilności w regionie – oświadczył turecki prezydent Recep Erdogan. Górski Karabach nie jest jednak obecnie częścią Armenii, ale osobnym państwem, nieuznawanym przez nikogo (nawet Erywań). Łączą go jednak ścisłe więzi z Armenią. Erdogan mimo to mówi o „ormiańskiej okupacji Karabachu”, a prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew o „tworzeniu drugiego państwa ormiańskiego na naszej ziemi”.
Walki o byłą autonomiczną część Azerbejdżanu Górski Karabach wybuchły nagle w niedzielę rano. Obie strony – Armenia i Azerbejdżan – oskarżały się nawzajem o ich sprowokowanie. Ale to armia azerska prowadziła atak. Dopiero w nocy z niedzieli na poniedziałek Ormianie przeprowadzili kilka kontrataków, ale nikt z zewnątrz nie jest stanie zorientować się, jak wygląda sytuacja na froncie w odległej części Zakaukazia.