Teraz widzimy, jak fundamentalnym dokumentem jest ubiegłoroczna deklaracja polsko-izraelska. Podczas rozmowy z premierem Netanjahu w niedzielę potwierdziliśmy, że jest ona wiążąca i dla obu krajów ma duże znaczenie. Wyznacza granice, których żadna ze stron nie powinna przekraczać. Pozytywne dla Polski są również reakcje wielu organizacji żydowskich, jak choćby poniedziałkowe oświadczenie ACJ – American Jewish Committee.
Ale przecież to, co powiedział szef izraelskiej dyplomacji Israel Katz, przekroczyło ?w oczywisty sposób deklarację ?z czerwca, a jednak rząd Izraela nie zareagował. Dlatego V4 nie ma.
Pamiętajmy, że problem pojawił się, gdy niefortunną wypowiedź premiera Netanjahu podczas zamkniętego spotkania z mediami jedno z izraelskich mediów bardzo wyostrzyło i nadało tej wypowiedzi szkodliwą narrację. Na tym etapie widziałem jednak szansę obecności ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza na szczycie w Jerozolimie, bo widzieliśmy próbę wyjaśnienia całej sprawy przez władze Izraela. Jednak niedopuszczalna wypowiedź nowego szefa izraelskiego MSZ stworzyła nową sytuację, uniemożliwiając w praktyce udział przedstawicieli Polski. Dbanie o dobre imię Polski uważam za jeden z fundamentalnych naszych obowiązków.
Co zrobić, by to, co się teraz dzieje, nie pogorszyło naszych relacji na całe dziesięciolecia, na pokolenia.
Nie widzę takiego zagrożenia. Polska jest coraz silniejszym krajem. Konferencja bliskowschodnia jest sygnałem, że boksujemy – stosując porównanie sportowe – w wyższej wadze. Oczywiście tam też można zostać uderzonym. Ale nie ma nic za darmo, bez ryzyka. Są natomiast ewidentne korzyści, bo nie tylko przyczyniamy się do zmniejszenia napięć na Bliskim Wschodzie w kontekście wyzwań związanych z migracjami, ale również poprzez wzmacnianie relacji z Amerykanami doprowadzamy do zwiększenia wojskowej obecności NATO i USA na terytorium naszego kraju. To wydatnie poprawia bezpieczeństwo Polski.
Warto było ją organizować, zwłaszcza w kontekście tego, co się wydarzyło przy okazji tych rozmów?