Rynek hotelowy jeszcze poczeka na pełną stabilizację

Hotelarzom trudno planować, wyzwaniem są koszty – mówi Agata Janda, dyrektor ds. doradztwa hotelowego w JLL.

Aktualizacja: 08.07.2021 21:41 Publikacja: 08.07.2021 21:00

Rynek hotelowy jeszcze poczeka na pełną stabilizację

Foto: materiały prasowe

Od maja hotele znów działają, najpierw mogły udostępniać 50 proc. miejsc, a od końcówki czerwca 75 proc. plus osoby zaszczepione. Mamy sezon wakacyjny, który w 2020 r. był udany dla hoteli turystycznych, z drugiej strony jest wizja IV fali i powrotu restrykcji. Jaki jest dzisiejszy obraz branży?

Odmrażanie gospodarki to oczywiście bardzo dobra wiadomość dla sektora hotelowego, szczególnie biorąc pod uwagę to, jaki jest apetyt na wyjazdy wśród polskich klientów. Ale branża hotelowa wyszła z kolejnego lockdownu bardzo poturbowana od strony przychodowej i kosztowej. Jej przyszłość, ta najbliższa i dalsza, jest uzależniona od rozwoju pandemii i związanych z nią decyzji administracyjnych. Ponadto hotelarze są uzależnieni od polityki prowadzonej przez inne państwa. Restrykcje wyjazdowe wprowadzone np. przez Wielką Brytanię bardzo dotknęły Krakowa, miasta silnie uzależnionego od tego rynku. W Gdańsku brakuje gości z Norwegii. Nie ma aż tylu połączeń samolotowych, a w miastach nie widać autokarów z wycieczkami. W hotelach wciąż dominują turyści rodzimi.

Goście rezerwują pobyty dużo później niż przed pandemią. Rezerwacja zwykle wpada do systemu na kilka dni przed przyjazdem i na innych niż wcześniej zasadach. Goście oczekują znacznie większej elastyczności przy dokonywaniu zmian w rezerwacji bądź przy jej anulowaniu. To wprowadza dodatkowe obciążenie z punktu widzenia planowania biznesu.

Dla hotelarzy coraz trudniejsza staje się również sytuacja z pracownikami. Pandemia spowodowała duży odpływ personelu. W sytuacji niepewności rynkowej, zamykania i ponownego otwierania hoteli wielu pracowników zmieniło branżę. Znalezienie nowych jest trudne i będzie coraz bardziej kosztowne, szczególnie biorąc pod uwagę planowany od przyszłego roku wzrost minimalnego wynagrodzenia. Być może będziemy zatem obserwować napływ pracowników z Azji, np. z Tajlandii.

Te wszystkie czynniki sprawiają, że niektórzy hotelarze będą zmuszeni podnieść ceny, i nie ma to nic wspólnego z „odkuwaniem się", tylko z utrzymaniem się na rynku. Warto zatem podejść do pewnych zmian w tym segmencie ze zrozumieniem.

Utrzymuje się również polaryzacja w branży. Lepiej radzą sobie hotele turystyczne niż miejskie. Przy czym w maju i czerwcu nawet w miejscowościach turystycznych i tak większość rezerwacji obejmowała weekendy, a nie dłuższe pobyty. W trakcie wakacji oczywiście sytuacja na pewno się zmieni na lepsze. Jesteśmy zmęczeni i sfrustrowani, chcemy w końcu wyjechać.

Ruch w hotelach miejskich powoli rozkręca się wakacyjnie, do miast wracają wydarzenia kulturalne, koncerty, spotkania. Popyt w hotelach miejskich to jednak przede wszystkim ruch turystyczny, a nie biznesowy. Bardzo brakuje gości korporacyjnych, ale w obliczu groźby kolejnej fali na razie trudno przewidywać, aby korporacje od września uruchomiły podróże służbowe.

Czy złagodzenie restrykcji z końcem czerwca znacząco poprawi sytuację hotelarzy?

Podwyższenie limitu obłożenia do 75 proc. było naturalnie świetną wiadomością dla branży, ale dla hotelarzy i dla ich biznesów absolutnie kluczowe jest to, aby maksymalnie wykorzystać czas wakacji, kiedy przypadków zachorowań jest naprawdę niewiele i kiedy panuje bardzo wzmożony ruch turystyczny. Dlatego branża apeluje o całkowite zniesienie restrykcji.

Choć obecne obostrzenia pozwalają na rezerwacje do 75 proc. obłożenia i nie obejmują osób zaszczepionych, to dla hotelarzy jest to bardzo trudny przepis, bo de facto nie mogą pobierać i przechowywać danych wrażliwych. Ale nawet pomijając tę kwestię, istotą branży hospitality jest gość i jego komfort. Hotelarze nie czują się dobrze, narzucając gościom okazanie paszportu covidowego. Jestem wielką zwolenniczką szczepień, ale dobrze rozumiem hotelarzy, którzy uważają, że to nie ich rolą powinno być legitymowanie w ten sposób gości.

Spodziewano się, że rynkowe turbulencje spowodują wycofywanie się części właścicieli z biznesu. Czy dochodzi do takich sytuacji?

W tym roku na rynku wydarzyła się jedna duża transakcja – sprzedaż hotelu Regent w Warszawie, ale nie było to pokłosie pandemii, tylko wieloletnich problemów tego obiektu. Poza tym nie było żadnych spektakularnych transakcji. Od mniej więcej roku na rynku króluje kapitał oportunistyczny, który poszukuje hoteli, ale dysproporcja pomiędzy oczekiwaniami cenowymi kupujących i sprzedających jest jak na razie ogromna. Ci pierwsi oczekują, że obecne ryzyko rynkowe będzie odpowiednio odzwierciedlone w cenie, a ci drudzy nie chcą się na to zgodzić. Poza tym dla instytucjonalnego kapitału ważna jest skala obiektu, bo ma ona przełożenie na efektywność operacyjną hotelu i na możliwość pozyskania międzynarodowej marki. Inwestorzy poszukują raczej obiektów powyżej 100 pokoi, a tego typu hoteli nie ma w Polsce więcej niż 20 proc. Poza tym ponad 85 proc. obiektów jest w rękach prywatnych, a takim właścicielom dużo trudniej podjąć decyzję o sprzedaży, bo ma ona często wymiar emocjonalny, a nie tylko komercyjny.

Dopiero gdy pandemia się uspokoi, będzie można znów przygotowywać miarodajne prognozy finansowe dla hoteli. Wtedy do gry wrócą inwestorzy akceptujący niższy poziom ryzyka oraz finansowanie bankowe.

Jaką widzi pani przyszłość?

Cały rynek nieruchomości reaguje na zmiany naszego stylu życia, oczekiwań i nawyków. Hotele też adaptują się do nowej rzeczywistości. Pandemia i związana z nią praca hybrydowa już wygenerowały nowy typ gościa. Na przykład w Europie międzynarodowa sieć CitizenM zaproponowała abonament, w ramach którego za 500 euro miesięcznie otrzymuje się trzy noce w hotelu dla gości, którzy teraz przyjeżdżają do biura firmy tylko kilka razy w miesiącu. Widzimy też duży wzrost pobytów w ramach hotelowego odpowiednika work from home, czyli pracy z hotelu (work from hotel). Wydaje się zatem, że przyszłość to już nie tylko pobyty stricte turystyczne lub stricte biznesowe, ale ich łączenie i przenikanie się. W innym kształcie i formacie, ale rynek hotelowy wróci. Jego fundamenty są silne, bo podróżować nie da się zdalnie.

CV

Agata Janda dołączyła do JLL w 2018 r., została szefową działu doradztwa hotelowego. Od 2010 r. była związana z Knight Frank w Londynie. Absolwentka Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie i Uniwersytetu w Skövde (Szwecja).

Od maja hotele znów działają, najpierw mogły udostępniać 50 proc. miejsc, a od końcówki czerwca 75 proc. plus osoby zaszczepione. Mamy sezon wakacyjny, który w 2020 r. był udany dla hoteli turystycznych, z drugiej strony jest wizja IV fali i powrotu restrykcji. Jaki jest dzisiejszy obraz branży?

Odmrażanie gospodarki to oczywiście bardzo dobra wiadomość dla sektora hotelowego, szczególnie biorąc pod uwagę to, jaki jest apetyt na wyjazdy wśród polskich klientów. Ale branża hotelowa wyszła z kolejnego lockdownu bardzo poturbowana od strony przychodowej i kosztowej. Jej przyszłość, ta najbliższa i dalsza, jest uzależniona od rozwoju pandemii i związanych z nią decyzji administracyjnych. Ponadto hotelarze są uzależnieni od polityki prowadzonej przez inne państwa. Restrykcje wyjazdowe wprowadzone np. przez Wielką Brytanię bardzo dotknęły Krakowa, miasta silnie uzależnionego od tego rynku. W Gdańsku brakuje gości z Norwegii. Nie ma aż tylu połączeń samolotowych, a w miastach nie widać autokarów z wycieczkami. W hotelach wciąż dominują turyści rodzimi.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Rząd przyjął program tanich kredytów. Klienci już rezerwują odpowiednie mieszkania
Nieruchomości
Wielki recykling budynków nabiera tempa. Troska o środowisko czy o portfel?
Nieruchomości
Opada gorączka, ale nie chęci
Nieruchomości
Klienci czekają w blokach startowych
Nieruchomości
Kredyty mieszkaniowe: światełko w tunelu