Od tej pory prezydent Francji zdążył jeszcze bardziej zniechęcić wiele państw członkowskich. Jedne o tym mówią głośno, jak Polska. Inne po prostu montują koalicje przeciw jego pomysłom. W czerwcu powstał skupiony wokół Holandii front przeciwników budżetu strefy euro, czyli płacenia na Francję i inne kraje południa, do którego zalicza się 12 państw Wspólnoty.

Problemem wizji Macrona, zarówno tych związanych z finansami, jak i tych dotyczących obrony i bezpieczeństwa, jest to, że mają one służyć Francji, a nie innym krajom. A jeżeli już komuś innemu, to przy okazji albo przez przypadek. Ale nie o wyczekiwanie na korzystne zbiegi okoliczności i nie o zjadanie okruszków z francuskiego stołu (bez znaczenia: widelcem, którym – według ekswiceszefa MON – nauczyliśmy się posługiwać Francuzów, czy też rękami) chodzi przecież w Unii i NATO.

Coraz bardziej widać, że z Francją, przynajmniej za Macrona, nie da się nic stworzyć w zakresie bezpieczeństwa w naszym regionie Europy. Jego pomysł „prawdziwej" europejskiej armii jest antyamerykański i rozbijający NATO. A jedno i drugie jest nie do przyjęcia dla Polski i innych krajów skazanych na życie w pobliżu granic Rosji. Na dodatek opiera się na wątłej przesłance – że USA stanowią zagrożenie dla UE. Jeśli nawet da się taki wniosek wyciągnąć ze słów obecnego amerykańskiego prezydenta, to szybciej zakończy on urzędowanie w Białym Domu niż powstanie jakakolwiek armia europejska, prawdziwa czy na niby.

Macron, który ostatnio stanowczo za dużo mówi (wychwalał m.in. odpowiedzialnego za eksterminację tysięcy Żydów marszałka Pétaina), nie znajduje zrozumienia nawet w Niemczech. Agencja Reuters napisała, że przeciw jego obronnym projektom są niemieccy wojskowi. Właśnie dlatego, że są tylko w interesie Francji, a innych próbuje się wykorzystać.

Działania Macrona powodują, że przyszłość NATO i bezpieczeństwo Europy Środkowo-Wschodniej stają się jeszcze bardziej zależne od USA.