Robert Biedroń w kampanii przed wyborami do PE zapowiadał, że w nieodległej przyszłości będzie premierem. Potem się okazało, że wybrał gorzki chleb emigracji i przyjął mandat eurodeputowanego. Dziś, gdy rodzi się koalicja lewicy, jego obolała mina jest żywym dowodem moralnych i egzystencjalnych dylematów. Bo przecież Bruksela to gwarancja sporych dochodów i sutej emerytury, a tu wypada odrzucić to ciastko z kremem i wrócić do krajowej, czyli niepewnej, polityki. Ale to z kolei jedyna ścieżka do obiecanego premierostwa.

Rzucić mandat czy nie? Wybór nie tylko moralny. Rzec można nawet – fundamentalny, bo ocierający się o kwestię przywództwa na lewicy. Biedroń, ale nie tylko on, musi mieć tego pełną świadomość. Bo jedną sprawą jest kwestia formuły wyborczej bloku lewicowego, targu o miejsca na listach, trudnego dylematu obsadzenia „jedynek", drugą zaś, nie mniej zasadniczą, twarzy przyszłej formacji.

I tu ławka jest niestety dość krótka. Bo któż może być liderem zjednoczonej lewicy? Włodzimierz Czarzasty? W sweterku od Hilfigera? Cynik i milioner? A może Adrian Zandberg o rozpoznawalności tylko nieco większej od swojego numeru dwa, Marceliny Zawiszy, o której mało kto słyszał? Zostają Joanna Senyszyn, Marek Dyduch i Jerzy Jaskiernia, ale przecież należą bardziej do odległej przeszłości niż do czasów obecnych. Można na nich schwytać poresortowych emerytów, nikogo więcej.

Czyli jednak Biedroń. Robert Biedroń. Opromieniony sławą prezydenta postępowego miasta Słupska i udanej kampanii do PE. Co prawda chwilowo bez budżetu, struktur i pieniędzy, ale od czego są pieniądze SLD? I zaplecze ideowe Razem? Wspólnie są w stanie stworzyć siłę, która może zyskać poparcie 10 proc. wyborców.

Jednak oczywiste dla obserwatora przywództwo Biedronia niesie ze sobą ryzyko. Po pierwsze, musiałoby się wiązać ze zgodą na drugoplanowe role Czarzastego i Zandberga. Czy na to pójdą? I czy pójdą na to ich ambitne formacje? Będzie ciężko. Po wtóre, mamy trudny dylemat: partia czy koalicja? Oczywiste jest, że koalicja to ryzyko. Więc partia. Ale jaka? Czy Biedroń nadaje się na szefa zjednoczonych struktur z takim na przykład SLD na czele? Będzie to trudne. Na końcu program: Biedroń na czele lewicy to kurs na kwestie obyczajowe, których jest symbolem. I pytanie, czy ten symbol nie zaważy na wizerunku całości. Czy nie przysłoni innych ważnych tematów? Jest takie ryzyko. Ryzyko, którym jest stawka przebicia się lewicy do Sejmu. Ścieżki są więc poplątane. Dramat, że innych nie ma.