Rok temu przewodnicząca Komisji Europejskiej z entuzjazmem mówiła o programie zakupu przez unijną centralę szczepionek dla wszystkich krajów Wspólnoty. To miał być spektakularny przykład solidarności bogatych państw Unii z biedniejszymi i dowód, jak wiele Europejczycy mogą osiągnąć, gdy działają razem. Liczono, że na tej fali Bruksela otrzyma nowe kompetencje, nie tylko w sprawach sanitarnych – integracja dokona skoku naprzód.

Dziś Ursula von der Leyen jest jednak dużo bardziej ostrożna. – Jeżeli to zrobią, świetnie. Ale wolę poczekać na czyny niż słowa – mówi o zapowiedziach firmy AstraZeneca zwiększenia dostaw szczepionek i podzielenia się patentem na nie. Bo też nie wszystko poszło w ostatnim roku po myśli Niemki. Unia ma proporcjonalnie cztery–pięć razy mniej zaszczepionych niż Wielka Brytania i Stany Zjednoczone. Nigdzie Bruksela nie jest bardziej krytykowana niż w ojczyźnie przewodniczącej – Niemczech. Tu Angela Merkel szykuje się do odejścia we wrześniu po 16 latach na czele rządu. Nie chce tego robić w atmosferze porażki i ryzykując, że chadecy przejdą do opozycji.

Odpowiedź szefowej Komisji Europejskiej jest ambitna. Chce zapewnić w drugim kwartale trzykrotnie więcej szczepionek (300 mln) niż w pierwszym. To więcej niż będą potrzebowały kraje członkowskie. I rzeczywiście, problem w kampanii szczepionkowej powoli przesuwa się z braku odpowiedniej liczby dostarczonych szczepionek do trudności z ich rozprowadzeniem. Za to ostatnie odpowiedzialne są zaś władze narodowe. Niektóre, jak Szwecja czy Dania, radzą sobie znakomicie i do końca czerwca chcą zabezpieczyć całą dorosłą ludność. Ale inne, w tym Niemcy, nawet w nadchodzących miesiącach mogą mieć skłonność do zrzucenia winy za własne niepowodzenia na Brukselę.

Niektórzy poszli jeszcze dalej i zaczęli wyłamywać się z unijnego systemu dostaw. Węgry, Czechy, Słowacja i Polska chcą na własną rękę sprowadzać szczepionki z Chin lub Rosji czy przynajmniej o tym myślą. Premier Danii i kanclerz Austrii w tym tygodniu jadą z kolei w tej sprawie do Izraela. Jeśli tym tropem pójdą inni, ugruntuje się w opinii publicznej przekonanie, że skuteczniej działać samemu niż w ramach Wspólnoty. I to nie tylko w sprawach zdrowotnych.