Stefan Szczepłek: Lewandowski przespał mecz

Polska przegrała z Holendrami zasłużenie, ale był to zupełnie inny mecz niż ten niedzielny, z Włochami. Wtedy nie oddaliśmy na bramkę ani jednego strzału, zostaliśmy całkowicie zdominowani. Teraz też częściej piłkę mieli przeciwnicy, ale Polacy dobrze się bronili i sami potrafili przeprowadzić kilka groźnych akcji. Grali jak umieli.

Aktualizacja: 19.11.2020 06:19 Publikacja: 18.11.2020 22:59

Memphis Depay strzela wyrównującego gola dla Holendrów

Memphis Depay strzela wyrównującego gola dla Holendrów

Foto: AFP

Ten wynik nie ma większego znaczenia, bo nie decydował o niczym. Być może ważniejsze od rezultatu jest atmosfera wokół kadry. Po niedzieli piłkarze  mieli prawo czuć się jak w oblężonej twierdzy, a Jerzy Brzęczek czytać o sobie, że już prawie nie pracuje.

Na pewno źle się przygotowuje do meczu w takiej sytuacji, ale jeśli ktoś uważał, że piłkarze będą mieli okazję, żeby trenera się pozbyć, to po obejrzeniu gry musiał zmienić zdanie. Wszyscy bardzo się starali, właściwie nikt nie zawiódł. Poza jednym zawodnikiem.

Kamil Jóźwiak, niewidoczny w spotkaniu z Włochami przeprowadził rajd, po którym niemal ośmieszył Davy Klaassena, tego samego, który trzy lata temu przyczynił się do wyeliminowania Legii przez Ajax. Akcja Jóźwiaka po wyprzedzeniu Klaassena i zwodzie, po którym Daley Blind otworzył Polakowi drogę do bramki była imponująca.

Przemysław Płacheta trafił w słupek, a gdyby tuż po przerwie wytrzymał psychicznie, powinien zdobyć drugą bramkę. To prawda, że Holendrzy mieli takich okazji więcej, ale żadna nie zakończyła się golem. Nieszczęście  wydarzyło się w końcówce. W spotkaniu z Włochami w polu karnym faulował Grzegorz Krychowiak. Teraz faulu dopuścił się Jan Bednarek, co zakończyło się golem z jedenastu metrów. Dwa karne w dwóch meczach - trochę dużo, coś to mówi o grze w defensywie.

Stało się to akurat wtedy, kiedy trener przeprowadził zmiany, mające ułatwić utrzymanie prowadzenia. Po stracie wszystko się posypało.

Pierwszy raz doszło do sytuacji, w której już w przerwie trener zdjął z boiska Roberta Lewandowskiego. Była to decyzja absolutnie uzasadniona. Był on najsłabszym ogniwem drużyny, w niczym jej nie pomógł. Przeciw Włochom miał prawo narzekać, że nie dostaje podań. Teraz nie. Tak nie gra najlepszy napastnik świata.

Pytanie czy Lewandowski rzeczywiście odczuwał skutki kontuzji, czy miał jakiś inny powód, żeby nie angażować się w grę. Jakkolwiek by było stało się coś niecodziennego. Krzysztof Piątek niestety nie zastąpił „Lewego”, bo nie ma ani odpowiednich umiejętności, ani formy. Ale wszyscy zawodnicy walczyli tak, jakby chcieli pokazać, że bez Lewandowskiego też mogą grać dobrze i wygrywać. Jeszcze tym razem się nie udało, ale kiedyś taki dzień nadejdzie.

Ten wynik nie ma większego znaczenia, bo nie decydował o niczym. Być może ważniejsze od rezultatu jest atmosfera wokół kadry. Po niedzieli piłkarze  mieli prawo czuć się jak w oblężonej twierdzy, a Jerzy Brzęczek czytać o sobie, że już prawie nie pracuje.

Na pewno źle się przygotowuje do meczu w takiej sytuacji, ale jeśli ktoś uważał, że piłkarze będą mieli okazję, żeby trenera się pozbyć, to po obejrzeniu gry musiał zmienić zdanie. Wszyscy bardzo się starali, właściwie nikt nie zawiódł. Poza jednym zawodnikiem.

Komentarze
Jędrzej Bielecki: Po exposé Radosława Sikorskiego. Polska ma wreszcie pomysł na UE
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zdeterminowani obrońcy Ukrainy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Budownictwo socjalne to błędna ścieżka
Komentarze
Michał Płociński: Polska w Unii – koniec epoki młodzieńczej. Historyczna zmiana warty
Komentarze
Izabela Kacprzak: Ministrowie i nowi posłowie na listach do europarlamentu to polityczny cynizm Donalda Tuska