Tomasz Krzyżak: Kościoły zamknąć na dłużej

Rząd już dziś powinien rozciągnąć zakaz gromadzenia się także na święta Wielkanocne. W wytłumaczeniu tej decyzji ludziom muszą pomóc biskupi i księża.

Aktualizacja: 27.03.2020 19:38 Publikacja: 27.03.2020 17:01

Tomasz Krzyżak: Kościoły zamknąć na dłużej

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Od kilku dni trwa dyskusja związana z zakazem zgromadzeń, które dotyczą również kościołów i związków wyznaniowych. Według przepisów w nabożeństwach może brać udział maksymalnie pięć osób plus sprawujący posługę. Kontrowersje budzi właśnie ten limit. Część katolickich środowisk protestuje. Piszą petycje do premiera i ministra zdrowia z prośbą o zniesienie tego ograniczenia. Argumentują, że skoro w komunikacji publicznej może być zajęta tylko połowa miejsc do siedzenia, to i w kościołach da się to zrobić – zwłaszcza, że mają one znacznie większą powierzchnię niż np. autobus. Ich zdaniem, ograniczenia to zwyczajna dyskryminacja ludzi wierzących. „Osoby wierzące nie mogą być jednak obciążone większymi restrykcjami niż reszta społeczeństwa, ponieważ naraża to je na stygmatyzację i dyskryminację” – argumentuje np. Bogusław Rogalski, prezes Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin. Wskazuje przy tym, że markety budowlane działają właściwie bez żadnych przeszkód.

Niektórzy idą dalej i twierdzą, że ograniczenia, to nie tylko zamach na wolność katolików w Polsce lecz, że pandemia jest tylko pretekstem do definitywnego zamknięcia świątyń. Popularny piosenkarz – niegdyś działacz PSL - Sławomir Świerzyński wezwał wręcz na Twitterze do łamania tego zakazu. Również Antoni Macierewicz na antenie Radia Maryja wyraził opinię, że decyzja rządu jest nieroztropna i zażądał jej zmiany.

Z drugiej strony biskupi i liczni duchowni (choć tu i ówdzie pojawiły się pomysły odprawiania mszy w autobusie) dostosowali się do zarządzenia i msze sprawują bez udziału wiernych. Za pośrednictwem różnorakich mediów proszą ludzi o to, by w tym trudnym czasie pozostali w domach, modlili się indywidualnie i łączyli ze wspólnotą Kościoła za pomocą transmisji. Cierpliwie tłumaczą, że Bóg na nikogo się nie obrazi, a czasowe ograniczenia mają zapobiec rozprzestrzenianiu się choroby. Nie zamknęli jednak drzwi świątyń na głucho. Wciąż można je nawiedzać. Nikt nie odmawia też spowiedzi tym, którzy jej potrzebują. W Poznaniu uruchomiono nawet specjalny telefon dla tych, którzy potrzebują duchowego wsparcia kapłana. Ale i tak nie wszystkim pasuje. Na drzwiach katedry w Katowicach ktoś przykleił kartkę z napisem: „zdrajcy”.

Hierarchowie wydali też stosowne zarządzenia dotyczące sprawowania liturgii m.in. w czasie Wielkiego Tygodnia, udzielili wiernym dyspensy od udziału w niedzielnych mszach. Niektórzy do odwołania, inni wyznaczyli terminy jej obowiązywania. I tak np. w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej dyspensa jest do 19 kwietnia, w warmińskiej do 12 kwietnia, a w diecezji elbląskiej do 11 kwietnia. 

Przeczytaj także: Francja przedłuża zakaz wychodzenia z domów. Co najmniej do 15 kwietnia

Do tego dnia mają obowiązywać najbardziej restrykcyjne zapisy rozporządzenia ministra zdrowia. Dziś – w trybie pilnym – rząd powinien ten termin przesunąć. Ograniczenie osób biorących udział w liturgii do pięciu powinno obowiązywać do 13 kwietnia włącznie. Dlaczego? Otóż 11 kwietnia to sobota poprzedzająca święta Wielkanocne – dni, które gromadzą w kościołach tłumy wiernych. Co z tego, że od niedzieli 12 kwietnia w nabożeństwach znów będzie mogło uczestniczyć 50 osób? Tego typu zgromadzenia sprzyjają rozprzestrzenianiu się wirusa. Przykładów nie trzeba wypatrywać za granicą – już teraz w Zamościu sanepid szuka wiernych, którzy uczestniczyli w liturgiach sprawowanych przez chorego kapłana. Podobnie jest w Koszalinie i Słupsku – tam w nabożeństwach brała udział osoba z koronawirusem.

Pandemia nie minie w sobotę 11 kwietnia. I choć biskupi prawdopodobnie będą apelowali o to, by w niedzielę Wielkanocną także pozostać w domach, to jednak do wielu osób apel ten nie trafi. Będą próbowali załapać się do „szczęśliwej” pięćdziesiątki. Podobnie będzie także w poniedziałek po Wielkanocy. Właśnie dlatego rząd musi zmienić datę obowiązywania obecnego, drastycznego, ograniczenia. Limit 50 osób powinien de facto obowiązywać od niedzieli 19 kwietnia i dopiero później być stopniowo znoszony. Warto także, by rząd wsparli w tym hierarchowie. W trudnym dla wszystkich wierzących czasie nie wolno oddawać pola wietrzącym spiski „prorokom”. Odpowiedzialność wymaga podejmowania bardzo trudnych decyzji.

Od kilku dni trwa dyskusja związana z zakazem zgromadzeń, które dotyczą również kościołów i związków wyznaniowych. Według przepisów w nabożeństwach może brać udział maksymalnie pięć osób plus sprawujący posługę. Kontrowersje budzi właśnie ten limit. Część katolickich środowisk protestuje. Piszą petycje do premiera i ministra zdrowia z prośbą o zniesienie tego ograniczenia. Argumentują, że skoro w komunikacji publicznej może być zajęta tylko połowa miejsc do siedzenia, to i w kościołach da się to zrobić – zwłaszcza, że mają one znacznie większą powierzchnię niż np. autobus. Ich zdaniem, ograniczenia to zwyczajna dyskryminacja ludzi wierzących. „Osoby wierzące nie mogą być jednak obciążone większymi restrykcjami niż reszta społeczeństwa, ponieważ naraża to je na stygmatyzację i dyskryminację” – argumentuje np. Bogusław Rogalski, prezes Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin. Wskazuje przy tym, że markety budowlane działają właściwie bez żadnych przeszkód.

Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy nie chcą NATO w Ukrainie. Od lat jesteśmy trenowani, by się tego bać
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ziobro, Woś, Pegasus i miliony z Funduszu Sprawiedliwości. O co toczy się gra?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: „Pan jest członkiem”. Dlaczego Polaków nie wzrusza cierpienie polityków PiS?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Rosyjska rakieta nad Polską. Czas przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości
Komentarze
Stefan Szczepłek: Dlaczego reprezentacja Polski jedzie na Euro 2024