Szczepłek: Polacy na mękach

Jeśli nie można meczu wygrać, to trzeba go przynajmniej zremisować. I to się Polakom udało. Nie przypominam sobie, aby na Stadionie Narodowym ktoś tak zdominował naszą reprezentację jak Austriacy. To oni, dosłownie od pierwszej minuty prowadzili grę, podchodzili pod nasze pole karne bez przeszkód, rozgrywali atak pozycyjny jak im się tylko podobało. Jeśli już udało nam się na chwilę przejąć piłkę to natychmiast traciliśmy ją po wykopie w stylu „aby dalej od bramki”.

Aktualizacja: 10.09.2019 06:26 Publikacja: 09.09.2019 23:12

Stefan Szczepłek

Stefan Szczepłek

Foto: Fotorzepa, Andrzej Bogacz

Trudno nam było wyjść z własnej połowy, więc nie było mowy nawet o jakiejś kontrze. Nikt w środku boiska nie potrafił dłużej przetrzymać piłki. Wyglądaliśmy trochę jak bezradni polscy koszykarze w meczu z Argentyną. Pierwszy róg Polacy wywalczyli dopiero w 23. minucie. Sześć minut później przeprowadzili jedyną akcję pierwszej połowy. Przypominała tę z meczu z Niemcami we Frankfurcie, kiedy piękne podanie Kamila Grosickiego Robert Lewandowski zakończył równie efektownym golem. Teraz strzelał głową ponad poprzeczkę. W całym meczu Austriacy aż pięć razy zostawili Grosickiego na spalonym. Bliski zdobycia bramki był po innym rzucie rożnym Kamil Glik, ale bramkarz jego strzał obronił.

I to wszystko. Częściej podawaliśmy piłkę do tyłu, Łukasz Fabiański miał z nią chyba więcej kontaktów niż niejeden jego kolega z pola, z Piotrem Zielińskim na czele. Jeśli w domowym meczu najlepszym zawodnikiem gospodarzy zostaje bramkarz, to nie najlepiej o drużynie świadczy.

Czytaj także: Polska - Austria 0:0. Niesmak pozostał

Patrząc jednak bardziej optymistycznie, to Polacy wyszli obronną ręką. Byli zdołowani po piątkowej porażce w Lublanie, a musieli stawić czoła Austrii, która wygrała trzy ostatnie mecze, strzelając w nich jedenaście bramek i tracąc zaledwie jedną.

Po porażce w Lublanie Jerzy Brzęczek musiał dokonać zmian. Jedna z nich może się okazać dla reprezentacji bardzo korzystna już w kolejnych spotkaniach. Pierwszy raz od początku zagrał Krystian Bielik i był jednym z najlepszych w naszej drużynie. Bardzo prawdopodobne, że to on zajmie na stałe miejsce Mateusza Klicha. Dawid Kownacki nie mógł sobie znaleźć miejsca między atakiem a pomocą, a czasami zachowywał się tak, jakby jeszcze nie dorósł do takich ważnych meczów. Sebastian Szymański miał dwadzieścia minut, żeby przekonać do siebie trenera, ale co innego gra w ekstraklasie, a co innego w reprezentacji.

Jak się gra w kadrze pokazał Kuba Błaszczykowski. Przeprowadził kilka akcji, dobrze podawał, wreszcie zaczęliśmy zagrażać Austriakom. Niestety, po ośmiu minutach, po ostrym wejściu obrońcy musiał zejść z boiska.

Remis daje trochę oddechu, bo przynajmniej utrzymaliśmy trzypunktową przewagę nad Austrią. Ale w drugim meczu z kolei nie strzeliliśmy bramki. Trzeba to będzie zrobić w następnych.

Jeśli ktoś myślał, że po czterech zwycięstwach z rzędu awans do finałów mistrzostw Europy mieliśmy pewny, to teraz musi zmienić zdanie. Te cztery zwycięstwa, zasłużone, ciężko wypracowane, były lepsze niż nasza gra. Reprezentacja Polski nie jest drużyną, która wychodzi na boisko w roli faworyta nawet w pojedynkach z, wydawałoby się, teoretycznie słabszymi przeciwnikami. Mało kto nas się boi, przeciwnicy już wiedzą, że i Roberta Lewandowskiego można wyłączyć z gry, a on nie bardzo może liczyć na wsparcie. Trzeba więc solidnie pracować, walczyć, bo w stylu Argentyny, Hiszpanii i Brazylii to my raczej nie zagramy.

Cieszmy się więc z tego, co już do tej pory zrobiliśmy, bo ciężko wywalczone punkty odpowiadają naszym przeciętnym możliwościom.

Trudno nam było wyjść z własnej połowy, więc nie było mowy nawet o jakiejś kontrze. Nikt w środku boiska nie potrafił dłużej przetrzymać piłki. Wyglądaliśmy trochę jak bezradni polscy koszykarze w meczu z Argentyną. Pierwszy róg Polacy wywalczyli dopiero w 23. minucie. Sześć minut później przeprowadzili jedyną akcję pierwszej połowy. Przypominała tę z meczu z Niemcami we Frankfurcie, kiedy piękne podanie Kamila Grosickiego Robert Lewandowski zakończył równie efektownym golem. Teraz strzelał głową ponad poprzeczkę. W całym meczu Austriacy aż pięć razy zostawili Grosickiego na spalonym. Bliski zdobycia bramki był po innym rzucie rożnym Kamil Glik, ale bramkarz jego strzał obronił.

Komentarze
Michał Szułdrzyński: „Płatni zdrajcy, pachołkowie Rosji”. Dlaczego Tusk tak mocno zaatakował PiS
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Parada nie zwycięstwa, ale hipokryzji i absurdu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: PiS podwójnie zdradzony
Komentarze
Jacek Cieślak: Luna odpadła, ale jest golas z Finlandii. Po co nam w ogóle Eurowizja?
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Komentarze
Zuzanna Dąbrowska: Afera sędziego Tomasza Szmydta jest na rękę Tuskowi i KO, ale nie całej koalicji