Z jednej strony obniżki pensji polityków, miały przekonać opinię publiczną, że PiS wcale nie jest partią ludzi chciwych, a przelanie środków na rzecz kościelnej instytucji charytatywnej miało pokazać, że PiS ma społeczny słuch i potrafi wyciągać wnioski z popełnianych błędów.
Ale później PiS zgubiło typowe dla tej partii kluczenie i niechęć do przejrzystości. Z naszych informacji wynika, że wewnętrzne ustalenia w partii były takie, że opublikowane zostaną wszystkie dowody przelewów ministrów na Caritas. W pewnym momencie jednak sztabowcy PiS uznali, że taka publikacja byłaby błędem, ponieważ tylko przypomni opinii publicznej o kłopotliwej sprawie nagród. Myślenie w kategoriach krótkotrwałego politycznego piaru wygrało – PiS uznał, że skoro sprawa przyschła, lepiej jej nie ruszać i a nuż jakoś to będzie. Owszem, co jakiś czas media pytały o potwierdzenia wpłat, ale temat zbyt nie rozgrzewał politycznych emocji.
Aż wybuchła afera z lotami marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiemu, która odsłoniła niebywałe zamiłowanie tego polityka do korzystania pełnymi garściami z przywilejów władzy. PiS postanowił po raz kolejny wykorzystać sprawdzony manewr – marszałek wpłacił na Caritas równowartość biletów za lot liniami rejsowymi, które musieliby kupić członkowie jego rodziny, gdyby nie latali rządowym transportem.
I tu właśnie PiS potknął się o własne nogi. Równocześnie bowiem ukazało się sprawozdanie finansowe Caritasu za zeszły rok i dziennikarze zaczęli dopytywać o wpłaty ministrów. W poniedziałek oliwy do ognia dolał sam Caritas informując, że otrzymał wpłaty jedynie od dwunastu ministrów. Jak jednak ustaliła „Rzeczpospolita” wpłaty te dotyczą wyłącznie centrali – Caritas Polska – nie zaś Caritas diecezjalnych.