Nie było innego szefa czy wiceszefa Komisji Europejskiej, który tak mocno angażowałby się w rozgrywkę czysto polityczną. Frans Timmermans jako pierwszy wiceprzewodniczący KE nie zdał egzaminu ani z dyplomacji, ani z bezstronności, a i jego środowisko polityczne nie cieszy się wystarczającą legitymacją demokratyczną, by właściwie przewodzić Unii Europejskiej, skoro to chadecy, nie socjaliści, wygrali wybory do europarlamentu. Trudno więc zrozumieć, jak w trakcie przedłużającego się kryzysu politycznego Wspólnoty unijne elity mogą na poważnie forsować jego kandydaturę na tak wrażliwe politycznie stanowisko. Co więcej, jak europejscy liderzy mogli uznać, że szczyt G20 to dobre miejsce do kuluarowych ustaleń, kogo poprzeć wbrew stanowisku krajów, które do tego elitarnego grona nie należą?