Polska-Rosja: Ostrożnie z zapałkami

Postawa Polski wobec Rosji wydaje się dla wielu polityków PiS przede wszystkim narzędziem polityki wewnętrznej. To bardzo niebezpieczna taktyka.

Aktualizacja: 21.02.2017 11:08 Publikacja: 21.02.2017 09:59

Polska-Rosja: Ostrożnie z zapałkami

Foto: Fotorzepa

Nikt nie ma chyba wątpliwości, że Antoni Macierewicz wpisując katastrofę smoleńską w ciąg rosyjskich agresji i sytuując ją między wojną w Gruzji, a konfliktem na Ukrainie, puszczał oko przede wszystkim do swoich wyborców w kraju.  Oto bowiem, pośród wielkich tego świata, szef MON nie bał się niedwuznacznie zasugerować, że za śmierć polskiego prezydenta odpowiedzialni są Rosjanie. Wszyscy zwolennicy teorii o zamachu smoleńskim musieli być zachwyceni – wreszcie Polska nie milczy tylko mówi głośno o niewygodnych faktach, nie dbając o dobre poczucie Władimira Putina et consortes. Trudno o gest, który lepiej skonsolidowałby tę część elektoratu. Jesteśmy zwarci, silni i gotowi. Nie oddamy ani guzika – w historii Polski można znaleźć gesty teoretycznie odnoszące się do sytuacji międzynarodowej, a w praktyce mające głównie poprawić samopoczucie Polaków.

Charakter naprężenia narodowych muskułów przed elektoratem ma też wpis posłanki Krystyny Pawłowicz na Facebooku. Pawłowicz apeluje, by Kaliningrad nazywać Królewcem a obwód kaliningradzki Prusami Książęcymi, bo w Polsce należy stosować „polskie nazwy historycznie polskich miast i miejsc”. Mniejsza już o brak precyzji geograficznej (obwód kaliningradzki obejmuje tylko niewielką część dawnych Prus Książęcych) czy historycznej (bo miasto to, założone przez Zakon Krzyżacki na terenach odebranych Prusom, de facto nigdy nie wchodziło w skład Rzeczypospolitej, przez ok. 200 lat było natomiast jej lennem). Najważniejsze jest pytanie: Jak potraktowalibyśmy podobne słowa niemieckiej posłanki, która apelowałaby, żeby przypominać o historycznej niemieckości Szczecina czy Wrocławia? No właśnie. Tak, ale przecież najważniejsze jest to, że pokazaliśmy elektoratowi: my się Rosji nie boimy.

A jaki skutek przynoszą tego typu akty odwagi na arenie międzynarodowej? Słowa Macierewicza, bardzo mocne przecież, przeszły w zasadzie bez echa. Innymi słowy – sojusznicy z NATO przyjęli po prostu do wiadomości, że polski minister co jakiś czas musi mówić o Smoleńsku – i zajęli się swoimi sprawami. Podejście Zachodu do Rosji wciąż warunkowane jest przede wszystkim przez politykę Moskwy na Ukrainie, a nie przez domniemany przez polskiego szefa MON udział w katastrofie smoleńskiej.

Tego typu wypowiedzi mogą mieć jednak zupełnie inne skutki. Dwa tygodnie temu, w depeszy Associated Press poświęconej polityce zagranicznej ekipy Donalda Trumpa, pojawiła się informacja, że amerykańscy doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego sprawdzają, czy Polska nie podejmuje interwencji na Białorusi (przy czym agencja użyła określenia „incursion” oznaczającego dosłownie „zbrojne wtargnięcie”). Prezydencki minister Krzysztof Szczerski natychmiast oświadczył, że ma zapewnienie strony amerykańskiej, iż nic takiego nie miało miejsca, a doniesienia te nazwał przykładem postprawdy. I tak zapewne było. Warto jednak zadać sobie pytanie: kto w ostatnim czasie uczynił z postprawdy narzędzie prowadzenia polityki zagranicznej? I komu może zależeć na rozpowszechnianiu takich informacji?

Dla Rosji Polska agresywna, otwarcie antyrosyjska i miotająca na arenie międzynarodowej oskarżenia, których nie jest w stanie poprzeć żadnymi twardymi dowodami, to wymarzony przeciwnik. Z jednej strony przydatny w konsolidowaniu narodu wokół władzy (nieprzypadkowo od 2004 roku Rosjanie świętują wygnanie Polaków z Kremla), z drugiej – tracący wiarygodność w oczach zachodnich sojuszników, a więc mający mniejsze przełożenie na politykę Zachodu wobec Rosji. Bo nawet najrozsądniejsze stanowisko Warszawy wobec Moskwy, w obecnej sytuacji, można zawsze skontrować słowami: „ale wy sugerujecie, że Rosja zabiła wam prezydenta”. A im więcej wypowiedzi takich, jak wpis Pawłowicz, tym więcej argumentów można do tego zdania dodać. Puenta jest jedna: jesteście antyrosyjscy z założenia, więc waszym osądom brak obiektywizmu.

W czasach, gdy słowo za pośrednictwem internetu lotem błyskawicy obiega kulę ziemską, warto każde słowo szanować. I kalkulować – na tym wszak polega polityka – czy bawiąc się zapałkami ogrzejemy się w blasku rozpalonego ognia, czy może jednak boleśnie się wszyscy poparzymy.    

Nikt nie ma chyba wątpliwości, że Antoni Macierewicz wpisując katastrofę smoleńską w ciąg rosyjskich agresji i sytuując ją między wojną w Gruzji, a konfliktem na Ukrainie, puszczał oko przede wszystkim do swoich wyborców w kraju.  Oto bowiem, pośród wielkich tego świata, szef MON nie bał się niedwuznacznie zasugerować, że za śmierć polskiego prezydenta odpowiedzialni są Rosjanie. Wszyscy zwolennicy teorii o zamachu smoleńskim musieli być zachwyceni – wreszcie Polska nie milczy tylko mówi głośno o niewygodnych faktach, nie dbając o dobre poczucie Władimira Putina et consortes. Trudno o gest, który lepiej skonsolidowałby tę część elektoratu. Jesteśmy zwarci, silni i gotowi. Nie oddamy ani guzika – w historii Polski można znaleźć gesty teoretycznie odnoszące się do sytuacji międzynarodowej, a w praktyce mające głównie poprawić samopoczucie Polaków.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Donald Trump zrobił PiS-owi przysługę. Niedźwiedzią
Komentarze
Donald Trump i Andrzej Duda zjedli kolację. I dobrze, to właśnie polityka
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Polacy sceptyczni wobec Unii. To efekt oswajania z geopolityczną katastrofą
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Starcie Trumpa z Bidenem będzie polskimi prawyborami. Ale cena tego będzie wysoka
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego Donald Tusk otwarcie atakuje Donalda Trumpa?