Emerytury stażowe to nie jest nowy pomysł. W uproszczeniu chodzi o to, by kobiety mogły przechodzić na emerytury po przepracowaniu 35 lat, mężczyźni zaś po 40 latach pracy. Takie podejście może się wydać sprawiedliwe, ale w praktyce oznacza kolejne obniżenie wieku emerytalnego dla wielu obywateli. Jeśli bowiem kobieta rozpoczęła pracę w wieku 18 lat, na emeryturę stażową mogłaby przejść już w wieku 53 lat. W przypadku mężczyzny byłoby to 58 lat.

Już cztery lata temu Andrzej Duda miał emerytury stażowe w swoim programie wyborczym. Obok obniżenia wieku emerytalnego. To drugie się udało – wiek emerytalny został obniżony. Emerytury stażowe zablokował rząd. Ale związkowcy z OPZZ i Solidarności, którzy forsują to rozwiązanie, nie zamierzają rezygnować. I mają naciskać w tej sprawie na prezydenta Dudę.

Problem w tym, że rozwiązanie to zupełnie nie bierze pod uwagę polskich problemów demograficznych. Nasze społeczeństwo starzeje się w szybkim tempie. Na rynek pracy wchodzi coraz mniej pracowników. Tymczasem na ich barkach spoczywa los świadczeń dla coraz większej grupy emerytów. Nawet rząd przyznaje, że oznacza to, iż emerytury wypłacane przez ZUS będą coraz niższe. Nie zawahał się jednak przed pogłębiającym ten problem obniżeniem wieku emerytalnego. I pod naciskiem związkowców pewnie nie zawaha się przed wprowadzeniem emerytur stażowych. Te wyciągną z rynku pracy kolejne setki tysięcy pracowników. W dodatku w sile wieku. A i to nie wszystko, bowiem na emerytury stażowe trzeba będzie znaleźć w budżecie dodatkowe pieniądze. Liczone w miliardach złotych. Tych pieniędzy nie ma, trzeba je więc będzie znaleźć w kieszeniach podatników. Wróci więc zapewne zaraz dopiero co zarzucony pomysł likwidacji 30-krotności, czyli progu, po przekroczeniu którego nie płaci się już składek na ZUS od wysokich pensji. Do tego pełne ozusowanie umów zlecenia. I być może nowe podwyżki podatków.

Już na obniżenie wieku emerytalnego większość ekonomistów załamała ręce. Pokazywali przykłady innych krajów, choćby Niemiec, które w podobnej sytuacji do nas nie wahają się windować wieku emerytalnego. Skoro żyjemy dłużej, to i pracować musimy dłużej. Część polskich polityków zdaje się nie rozumieć tej prostej prawdy. Choć z drugiej strony chyba ją jednak rozumieją, bo przecież budują system dodatkowego oszczędzania na czas emerytur, czyli pracownicze plany kapitałowe. Tyle że nawet takie dodatkowe oszczędzanie nie pomoże, jeśli podstawowy system emerytalny zostanie zarżnięty. Inna sprawa, że programy dobrego długoterminowego oszczędzania na czas emerytur, takie jak wspomniane PPK, potrzebują zaufania obywateli. A nieustanne grzebanie przy systemie emerytalnym i po prostu jego psucie tego zaufania nie budują. Nie można mówić: „Musicie dodatkowo oszczędzać, bo emerytury z ZUS będą bardzo niskie", i jednocześnie podejmować działań, które spowodują, że te emerytury będą jeszcze niższe. To się po prostu kupy nie trzyma.