Formalnie Black Friday, czyli amerykański początek sezonu świątecznych zakupów, przypada w 2020 roku 27 listopada. Jednak nad Wisłą nic nie stoi na przeszkodzie, by świętować „czarnopiątkowe" promocje już od października. Pierwsze reklamy cenowych okazji pod hasłem Black Friday pojawiły się już pod koniec minionego miesiące. W rezultacie mamy już nawet nie Black Friday, nie Black Week, ale cały Black Month. I będzie to długi miesiąc, bo odmrażane 28 listopada centra handlowe zapewne postarają się jeszcze w kolejnym tygodniu zawalczyć o klientów promocjami. Decyzja rządu o otwarciu galerii handlowych przed świętami pomoże im choćby częściowo odrobić listopadowe straty.

Natomiast wielkim wygranym – i to nie tylko Black Friday, ale też całej pandemii – jest e-commerce i związana z nim branża KEP (kurierów, przesyłek ekspresowych i paczek).

Jednakże to, czy na „czarnopiątkowych" promocjach skorzystamy jako klienci, już takie pewne nie jest. Bo choć wyskakujące w przeglądarkach reklamy przekonują o 70-procentowych, a niekiedy nawet 80-procentowych obniżkach, to na koniec, gdy opadnie promocyjny kurz, eksperci wyliczą, że faktyczna skala przecen wyniosła ledwie kilka procent. Jednak w obecnych warunkach i tak pozostaje się cieszyć, że na szaleństwie Black Friday i późniejszych świątecznych zakupach jakieś firmy zarobią, dadzą miejsca pracy, a może nawet wypłacą premie za dobre wyniki w końcówce roku.

Już wiadomo za to, że ani dodatkowych miejsc pracy, ani tym bardziej premii nie będzie w gastronomii, hotelarstwie i turystyce, dla których od kilku lat Boże Narodzenie i Nowy Rok, a potem ferie były najlepszym sezonem w roku. Polacy coraz chętniej spędzali część świąt i sylwestra poza domem, oblegając górskie kurorty, z którymi pandemia obchodziła się dotychczas łagodnie. Wybuchła już po ubiegłorocznym (udanym) sezonie zimowym, a potem przyszło lato z tłumami turystów na górskich szlakach i plażach.

Teraz jednak zapowiedź ograniczenia wszelkich wyjazdów, skrócenie sezonu ferii to już bezpośredni i dotkliwy cios w branżę turystyczną – we właścicieli hoteli, pensjonatów, SPA czy wyciągów, o restauracjach nie wspominając. Tego biznesu nie da się przenieść do internetu, bo symulator jazdy na nartach nie zastąpi szusowania po stoku, gdzie zresztą ryzyko zakażeń nie jest duże. Z kolei większe ryzyko zakażeń – w pensjonatach czy restauracjach – można przecież ograniczyć przez reżim sanitarny. Przy wydłużeniu sezonu ferii, wydzieleniu ich dla największych województw, utrzymaniu dystansu na wyciągach i w pensjonatach byłaby szansa utrzymać pandemię w ryzach. Skorzystaliby na tym przedsiębiorcy (często małe rodzinne firmy) i setki tysięcy Polaków. Zamknięci przez ostatnie tygodnie w mieszkaniach, łączący często zdalną pracę z pilnowaniem zdalnej edukacji, potrzebujemy psychicznego odpoczynku i większej aktywności fizycznej. Zamknięte kluby fitness i zablokowane wyjazdy zimowe sprawią, że nie tylko biznes, ale wszyscy będziemy coraz mniej odporni na Covid-19.