Nie przepadam za filmami grozy i nie wytrwałem do końca „Nocy żywych trupów" – ani klasyka gatunku z 1968 r., ani wersji 1990. Wszelako zombi niedawno dopadły mnie – w dyskusjach ekonomistów o skutkach utrzymywania całymi latami niemal zerowych stóp procentowych. Od wybuchu kryzysu z 2008 r. taką politykę prowadzą niemal nieprzerwanie główne banki centralne świata, a w tej kadencji RPP także NBP. Rzucają koło ratunkowe prawie darmowego kredytu co i raz schodzącej pod wodę gospodarce. Intencje chwalebne: uniknięcie fali bankructw, gigantycznych zwolnień, wielkiego bezrobocia, a w konsekwencji biedy i rebelii wywracającej do góry demokrację. Ale nawet gdy kryzys mija, stopy i tak zwykle nie wracają do normalnych poziomów.

Gdzie tu zombi? Część ekonomistów nazywa tak przedsiębiorstwa, które z trudem utrzymują się na powierzchni wyłącznie dzięki niemal darmowemu kredytowi. Gdy odsetki są symboliczne, każda, nawet kompletnie źle zarządzana, tracąca rynek firma jest w stanie mimo osiągania marnych marż obsługiwać zaciągnięte kredyty, a nawet brać nowe. Przy normalnym poziomie oprocentowania dawno by poszła pod wodę.

Trwają więc te zombi w stanie przedłużanej w nieskończoność agonii i pochłaniają zasoby – surowców, kapitału i pracy – które ktoś inny mógłby wykorzystać z większym pożytkiem dla gospodarki i społeczeństwa, oferując nowe, bardziej innowacyjne produkty i usługi, dzięki którym PKB mógłby przejść ze stępa w kłus, a może i galop. Taki jest tok rozumowania części ekonomistów, którzy ten negatywny proces nazywają zombifikacją gospodarki.

Utrzymywana w bezruchu pod kroplówką niemal zerowych stóp z roku na rok tracić będzie swoje przewagi konkurencyjne wobec innych, oferujących mniej sielankowe warunki, a przez to bardziej agresywnych i krwiożerczych gospodarek. Im dłużej trwa taka supermiękka polityka pieniężna, tym trudniej będzie z nią zerwać – tak jak z braniem narkotyków. Jednak proces oczyszczania gospodarki z żywych trupów, choć na dłuższą metę korzystny, też do łatwych jednak nie należy, o czym przekonaliśmy się na starcie transformacji.

Niektórzy się buntują, gdy jako ciułacze tracą – tak jak dzisiaj – na niemal nieoprocentowanych lokatach bankowych. To druga twarz polityki zerowych stóp – ktoś za nią płaci, darmowe lunche przecież nie istnieją. Czy ostrzegający przed zombifikacją mają rację, przekonamy się za 15–20 lat. Tyle że wtedy będzie za późno. Ktoś z Azji będzie mógł wówczas w gospodarczym skansenie Zachodu nakręcić kolejną „Noc żywych trupów", w wersji 2040.