Kiedy 12 kwietnia 1961 r. z ZSRR wysyłano na orbitę pierwszego kosmonautę, do misji tej wybrano Jurija Gagarina, syna stolarza i dojarki z kołchozu. Decydowało proletariackie pochodzenie człowieka, który miał zainicjować podbój kosmosu. Drogę przecierała mu cztery lata wcześniej dwuletnia suczka Łajka, znajdka z moskiewskich ulic.

Ale czasy się zmieniły. We wtorek poleciał już nie proletariusz, ale najbogatszy człowiek świata Jeff Bezos, a dziewięć dni wcześniej zrobił to inny miliarder Richard Branson. Obaj promują ideę masowych lotów turystycznych na wysokości 90–100 km, będącą umowną granicą przestrzeni kosmicznej, podczas których przez wielkie okna można podziwiać krzywiznę ziemi i przez kilka minut doświadczyć stanu nieważkości. Może to i nie lot na Księżyc, ale bilet ma kosztować 200 tys. dol., co czyni loty kosmiczne, czy w tym przypadku prawie kosmiczne, dostępnymi dla tysięcy osób.

Jeszcze bardziej ambitne plany ma Elon Musk, założyciel Tesli i jeszcze na początku roku najbogatszy człowiek (niedawno osunął się na miejsce trzecie za Bezosa i Bernarda Arnaulta). Jego klienci lataliby na stację orbitalną, na Księżyc, a nawet na Marsa, który jest oczkiem w głowie multimiliardera. Tu docelowo, z grupą osadników, chciałby zbudować nowe „państwo i naród". I eksplorować mineralne bogactwa. Przy tej wizji bledną jego inne kosmiczne pomysły czy podobne Bezosa, jak choćby budowane wielkie sieci satelitarnego internetu.

Wraz ze Sputnikiem czy misją Gagarina rozpoczynała się era podboju kosmosu kierowanego przez państwa, z Ameryką i ZSRR na czele, dla których miało to wydźwięk przede wszystkim ideologiczny. Po załogowych lotach orbitalnych i lądowaniu na Księżycu (misja Apollo) mieliśmy jeszcze erę promów, zakończoną katastrofą Columbii w 2003 r. Kiedy wydawało się, że brakuje pomysłu na kosmos, w swoje ręce sprawę wziął prywatny biznes, czemu towarzyszy ogromny postęp technologiczny i spadek kosztów. Mamy więc pieniądze zamiast ideologii. Wyjątkiem są rozpychające się w kosmosie Chiny, choć i tam wyrastają prywatne firmy, dla których wzorem są Bezos i Musk.

My, Polacy, dysponując dziedzictwem Pana Twardowskiego, nic już w tej dziedzinie nie musimy. Jednak może zamiast np. kosmicznych wydatków na TVP warto byłoby zasponsorować wszystkim parlamentarzystom bilety na taki turystyczny lot. Koszt byłby znacznie niższy, a spojrzenie na świat z perspektywy kosmosu, a nie tylko naszej polskiej piaskownicy, bezcenne.