Do trzynastej emerytury już się powoli przyzwyczajamy. Pewnie przede wszystkim dlatego, że maraton wyborczy rozłożył się na dwa lata. Rząd obiecuje od pewnego czasu także czternastą emeryturę. Nie przypadkiem akurat w okresie kampanii wyborczej. Ministerstwo Rodziny mówi, że czternastka może być w przyszłości wypłacana na stałe. – Jeśli budżet pozwoli, nie wykluczam corocznej czternastki dla seniorów – zapowiedział właśnie w „Super Expressie" Stanisław Szwed, wiceminister rodziny.

„Jeśli będą pieniądze". No właśnie. Tu jest klucz. Trzynasta i czternasta emerytura nie jest rozwiązaniem systemowym. Nie ma związku z choćby próbą naprawy systemu emerytalnego, ustabilizowaniem i zracjonalizowaniem jego wydatków. Przeciwnie. Takie dodatkowe świadczenia, pierwsze (a raczej trzynaste) wypłacane wszystkim jak leci, także tym, których emerytura spokojnie wystarcza na życie i drugie (czyli czternaste), jakoś wypłacone w przyszłym roku i jakoś uzależnione od wysokości emerytury, rujnują ten system. W tym sensie, że aby je wypłacić trzeba stosować przeróżne sztuczki księgowe, zabierać jednym potrzebującym, których głos mniej waży w wyborach, by dać innym. Bo pieniędzy przecież w budżecie, wbrew temu co mówi rząd, nie starcza na wszystko.

Nawet w okresie świetnej koniunktury w gospodarce światowej nie udało nam się wyprowadzić budżetu państwa nad kreskę. Wiele państw Unii Europejskiej wykorzystało ten czas do naprawy swoich finansów, ich budżety notują nadwyżki. To daje pole do większego zadłużenia się w okresie ewentualnej dekoniunktury i spowolnienia tempa wzrostu gospodarczego. U nas margines na takie ruchy będzie mniejszy. Wprawdzie na 2020 r. rząd przygotował ustawę budżetową bez deficytu w kasie państwa, ale ekonomiści doskonale wiedzą, że to sztuczka księgowa i zabieg marketingowy. Pieniędzy brakuje. I jeśli gospodarka spowolni, a wiele na to wskazuje, te braki zaczną o sobie dawać znać. Potrzebne będą podwyżki podatków lub cięcie wydatków. A może jedno i drugie. Wtedy zarówno czternasta, jaki i trzynasta emerytura, będą zagrożone.

Na niedobory w kasie państwa nakładają się niekorzystne zmiany demograficzne. Nasze społeczeństwo szybko się starzeje. Rodzi się zbyt mało dzieci, przybywa emerytów, a ubywa osób w wieku produkcyjnym. Inaczej mówiąc coraz mniejsza grupa młodych, musi pracować na emerytury starszych. Wiele krajów, znacznie bogatszych od nas, jak choćby Niemcy, w podobnej sytuacji do nas nie waha się windować wieku emerytalnego. Skoro żyjemy dłużej, to i pracować musimy dłużej. Dzięki temu emerytury mogą być wyższe. U nas taka próba zakończyła się porażką. I na wiele lat, jeśli nie na zawsze, pogrzebała temat podwyżki wieku emerytalnego. Jedyny pomysł jaki w tej sytuacji przychodzi do głowy rządzącym to rozdawanie pieniędzy, czyli w naszym przypadku przelewanie z pustego w próżne. Nie wróży to niczego dobrego. Martwić powinni się zwłaszcza młodzi, których emerytury z ZUS będą skrajnie mizerne, choć wcześniej będą zmuszeni wkładać do systemu w postaci podatków i składek coraz więcej i więcej.