#RZECZoBIZNESIE: Wojciech Balczun: Wstawiłem ukraińską kolej na właściwy tor

Zaskoczyłem stronę ukraińską swoją postawą, niezależnością i chęcią realnego wpływania na zarządzanie firmą, a być może miałem być listkiem figowym dla międzynarodowych instytucji – mówi Wojciech Balczun, były prezes ukraińskich kolei, lider zespołu rockowego Chemia

Aktualizacja: 09.11.2017 14:29 Publikacja: 09.11.2017 13:26

#RZECZoBIZNESIE: Wojciech Balczun: Wstawiłem ukraińską kolej na właściwy tor

Foto: Rzeczpospolita

Widać ożywienie w polsko-ukraińskich kontaktach gospodarczych. Zatrudniani są polscy menadżerowie, kolejne polskie firmy otwierają tam swoje oddziały. Ale chyba mało kto zdaje sobie sprawę ze skali wyzwań, które czekają Polaków na Ukrainie?

Wygrywając 1,5 roku temu międzynarodowy konkurs na szefa Kolei Ukraińskich, do końca nie miałem wyobrażenia czym jest Ukraina. Wcześniej myślałem, że jest to kraj mentalnie bliski nam, jednak Ukraina funkcjonuje w trochę innym systemie. Ma dużo większe ciążenie do wschodu, mówi się, że to już jest Bizancjum, i to w mentalności mocno się wryło.

Przez to, że Ukraina była częścią Związku Radzieckiego, wpływy sowieckiego systemu bardzo mocno widać. Starania o to, żeby stać się zachodnim państwem są widoczne i intensywne. Jest wielu liderów zmian na Ukrainie, ale jednocześnie praca do wykonania jest dużo większa niż ta, którą myśmy mieli wyrywając się ze starego, postsowieckiego systemu.

Był pan szefem Kolei Ukraińskich „Ukrzaliznycia" ponad rok. To największa firma na Ukrainie, przy której PKP to liliput.

W sensie przychodowym nie jest to największa firma. Natomiast w sensie znaczenia dla gospodarki, społeczeństwa, skali zatrudnienia (prawie 300 tys. pracowników), to rzeczywiście jest największa firma. W tej firmie przecinają się wszystkie możliwe wpływy związane z funkcjonowaniem całego państwa.

Oczko w głowie wszystkich.

Społeczeństwo codziennie doświadcza czym „Ukrzaliznycia" jest, bo system dróg dopiero jest odtwarzany. Praktycznie kolej jest podstawowym środkiem komunikacji dla większości ludzi. Jest to bardzo wrażliwy punkt, o którym się dyskutuje praktycznie codziennie. W zakresie przewozów towarowych „Ukrzaliznycia" jest jedną z największych kolei na świecie. Przewożą ponad 350 mln ton ładunków rocznie. Nie było dnia, żebym nie miał kontaktów na poziomie politycznym. Tam ścierają się wpływy sił politycznych. Odczuwałem gry koalicyjne i kompromisy, które są zawierane w zakresie tego, jak wygląda sytuacja personalna.

Czuł pan, że będzie musiał zrezygnować ze stanowiska, gdy nadepnie komuś na odcisk?

To, że będę musiał odejść i nadepnę komuś na odcisk było dla mnie oczywiste. Miałem świadomość, że im dłużej moja misja będzie trwała, tym te ryzyka będą rosły. Proces zmian, nawet jeżeli jest robiony absolutnie właściwie, nieświadomie narusza pewne interesy. Przecież nie zrobiłem sobie listy osobistych wrogów, których chciałem utrącić w ramach funkcjonującej firmy, bo nawet ich nie znałem.

Może trafił pan na czyjąś listę.

Nieświadomie, robiąc zmiany, wdrażając pewne inicjatywy restrukturyzacyjne, reformy, tworząc bardziej transparentny system, naruszałem pewne interesy i miałem tego pełną świadomość. Już po 1,5 miesiąca mojej bytności rozpoczął się permanentny atak na mnie ze strony ministra infrastruktury, który trwał nieprzerwanie przez kolejny rok. W każdym tygodniu słyszałem, że moje dni są policzone i za chwilę wyjadę do Polski.

Rozpętano czarny PR, że pan się niczym nie zajmuje, tylko jeździ i sobie muzykuje. Za pana dymisją stał minister infrastruktury?

Na pewno nie on. On był tylko emanacją sił, które nie widziały mnie na tym stanowisku. Od samego początku miałem pozytywne relacje z premierem i wicepremierami. Z nimi miałem jasną umowę, że jeżeli dojdzie do sytuacji w której strony dojdą do wniosku, iż ta misja nie może być kontynuowana, to ją bezboleśnie przerwiemy. Nie miało to nic wspólnego z oceną efektywności mojej pracy.

Podsumowując to, co zrobiłem, zbudowałem i jakie efekty osiągnąłem przez ten rok, to jeden z moich współpracowników powiedział: „szefowi powinni tutaj wystawić pomnik". W takiej niezrestrukturyzowanej firmie jest mnóstwo rezerw prostych, ale nikt ich nie ruszał do tej pory. Ja je uruchomiłem.

Jakie rezerwy?

Rezerwy są we wszystkim. Zakupach, organizacji procesu przewozowego, organizacji systemu utrzymania taboru, zatrudnieniu, efektywności pracy, zarządzaniu finansami, negocjacjach z bankami warunków finansowania, kredytowania, utrzymywania gotówki na rachunkach. Można wymienić kilkaset pozycji.

Czyli pieniądze mogą wyciekać na wszelkie możliwe sposoby.

I one skutecznie wyciekały przez całe lata. Wiemy jak wschodni system wygląda i wszyscy o tym wiedzieli.

Pan przykręcił te kurki.

I to dało bardzo szybkie efekty. Zastałem firmę praktycznie wydrenowaną z pieniędzy, ze złamanym kręgosłupem w zakresie organizacji przewozów, z brakami taborowymi, obciętym planem remontowym na wagony towarowe. Wiadomo było, że żeby nie tracić potencjału przewozowego, trzeba rocznie remontować ponad 30 tys. wagonów. W 2016 r. zaplanowano tylko 19 tys. To miało znamiona sabotażu.

Praktycznie nie mieliśmy żadnej rezerwy paliwa, a potrzeby są na poziomie 1 tys. ton dziennie. To były potężne problemy operacyjne. Wszyscy byli przekonani, że sobie z tym nie poradzę. Po 1,5 miesiąca była dyskusja, że to się musi wywrócić.

Jak pan sobie poradził?

Mam kompetencje w tym zakresie. Restrukturyzowałem PKP Cargo i byłem jej najdłużej urzędującym prezesem. Znam tę branżę na wylot. Zaprosiłem też swoich współpracowników z Polski do zarządu.

Ci, których pan wyrzucił, albo uciął im źródła dodatkowych pieniędzy, nie protestowali, nie szli ze skargą do polityków?

Szli, chodzili prawdopodobnie każdego dnia ze skargami.

Pojawiały się telefony o drobne przysługi, albo dlaczego się pan kogoś czepia?

Nie miałem takich telefonów, bo wygrałem międzynarodowy konkurs. W komisji zasiadali przedstawiciele EBOR, EBI, międzynarodowych organizacji, więc wszyscy wiedzieli, że prostego mechanizmu jaki ma miejsce na co dzień w innych państwowych firmach, w moim przypadku nie dało się zastosować.

Aż tak bardzo liczą się z EBOR i EBI? To są odległe instytucje.

Nie takie odległe. Ukraina bardzo mocno zależy od pomocy finansowej i kolejnych transz z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Dobra współpraca z europejskimi i światowymi instytucjami finansowymi jest bardzo ważna. Sam fakt, że byłem obcokrajowcem na tym stanowisku, to już wytwarza naturalną barierę.

W firmie w końcu pojawiły się zyski.

Tak, za 2016 r. i pierwsze półrocze 2017 r.

Zwykli Ukraińcy, którzy korzystają z usług kolei widzieli postęp?

W większości tak. Ze strony normalnych ludzi z którymi się spotykałem, miałem bardzo pozytywne sygnały.

Jest tam swego rodzaju tradycja, którą starałem się przełamać, może na swoją szkodę. Tam jest atmosfera, że liczy się tu i teraz. Trzeba obiecywać bardzo dużo, bo się nie ponosi odpowiedzialności za słowa. Codziennie trzeba dostarczyć na Facebooku jakiś pozytywny news, nieważne czy on jest realny i wdrażalny. A ja mówiłem, że reformy kolei to krew, pot i łzy, proces na wiele lat i być może następne pokolenie będzie beneficjentem tych realnych reform.

Ataki na pana skumulowały się w tym roku. Wicepremier Iwanna Klimpusz-Cyncadze jechała pociągiem i nie działała klimatyzacja. Zrobiła się z tego afera.

Takie rzeczy są wszędzie. Pociągi psują się też w Polsce czy Niemczech. Biorąc pod uwagę stan zużycia taboru w Ukrainie, który ma 35-40 lat, to nie ma takich czarodziejów na świecie, którzy są w stanie to wszystko zmienić w ciągu kilku tygodni i nagle pojawią się same nowe wagony. Nie ma takich możliwości finansowych ani produkcyjnych.

Na Euro 2012 Ukraińcy kupili nowoczesne składy z Azji.

Te składy jeżdżą i dają dobrą jakość w pociągach intercity. Hyundai to był jedyny producent, który był w stanie dostarczyć w tak krótkim czasie składy. Zakupiono też 2 pojazdy szynowe Skody, z czego 1 odnalazłem w krzakach. Nie podpisano umowy serwisowej i skład został odstawiony na bocznicę z powodu braku części. To dowód na politykę zarządzania taborem.

Pana kontrakt został przedłużony i mógł pan zostać. Warto było zrezygnować?

Jestem osobą, która dotrzymuje umów. Umówiłem się z premierem, miałem też poczucie rosnących ryzyk osobistych. W internecie można znaleźć jak wyglądały pogróżki w moją stronę. Być może dla ludzi stamtąd to jest normalna część ich życia, ale dla mnie były to rzeczy wywołujące stres, szok i zaniepokojenie rodziny.

Ze strony polityków poszedł sygnał, że już czas?

Była wspólna, rzetelna rozmowa. Miałem poczucie, że wstawiłem kolej na właściwy tor. Jeżeli nie zostanie zepsute, co zapoczątkowałem, to ona się będzie tylko rozpędzała. Teraz na moim miejscu jest były szef rady nadzorczej, który był pełniącym obowiązki szefa kolei przede mną.

Czego nie udało się zrobić?

Wiele rzeczy, bo nie da się zrobić wszystkiego naraz. Dotknęliśmy wszystkich obszarów w mniejszym lub większym stopniu. Udało się ustabilizować firmę, rozpocząć projekty inwestycyjne, przygotować strategię rozwoju firmy (pierwszy raz w historii, nigdy nie było tam strategii długofalowej), przygotować plan inwestycyjno-rozwojowy.

Nie udało się doczekać do momentu, żeby wszyscy mieli jednoznaczną świadomość, że to jest efekt tego co zrobiłem.

Miał pan dobry kontakt ze związkowcami?

Tak. Prowadziłem dialog z nimi. W ciągu 8 miesięcy podwyższyłem wynagrodzenia pracownikom o 50 proc. Była taka konieczność, bo drastycznie, przez zaniedbania poprzednich lat, poziom wynagrodzeń zaczął odstawać. Mimo tego były zyski. To pokazuje skalę pozytywnych zmian w firmie.

Udało mi się zmienić zasady wynagradzania managementu. Wprowadzić absolutnie rynkowe zasady, które pozwoliły na zatrudnianie zewnętrznych ekspertów. Wszyscy się wcześnie tego bali, a ja się dogadałem ze związkowcami. Oni to zaakceptowali.

Ściąganie cudzoziemców jako menadżerów firm czy doradców ma rozbijać lokalne układy na Ukrainie. To się sprawdza, czy to tylko listek figowy, żeby pokazać się światu i dostać nowy kredyt?

Są miejsca w których ściąga się zachodnich ekspertów, menadżerów czy polityków i mają duży wpływ na zmiany. Są też przypadki, że ściąga się ich jako listek figowy dla instytucji międzynarodowych.

Być może sam miałem być takim listkiem figowym. Trochę zaskoczyłem stronę ukraińską swoją postawą, niezależnością i chęcią realnego wpływania na zarządzanie firmą.

Ukraińcy zaczęli słuchać pana zespołu Chemia?

Mocno oddzielałem swoją pracę. Na początku wszystkich to zafrapowało. Zabawne, że jak w Polsce założyłem zespół to media pisały „prezes chce być gwiazdą rocka", a jak tam przyjechałem to pisali, że „gwiazda rocka chce być prezesem".

Teraz sanatorium czy nagrywanie płyt?

Nagrywanie dla mnie jest jak sanatorium. Jest to najbardziej oczyszczająca formuła regeneracji. Na pewno będzie nowa płyta Chemii.

Co dalej z karierą biznesową? Ma pan oferty takiego kalibru jak w Ukrainie?

Oferty spływają z różnych stron, również zagranicznych. Potrzebuję roku na regenerację. Jeśli jednak coś interesującego pojawi się wcześniej, na pewno rozważę.

Widać ożywienie w polsko-ukraińskich kontaktach gospodarczych. Zatrudniani są polscy menadżerowie, kolejne polskie firmy otwierają tam swoje oddziały. Ale chyba mało kto zdaje sobie sprawę ze skali wyzwań, które czekają Polaków na Ukrainie?

Wygrywając 1,5 roku temu międzynarodowy konkurs na szefa Kolei Ukraińskich, do końca nie miałem wyobrażenia czym jest Ukraina. Wcześniej myślałem, że jest to kraj mentalnie bliski nam, jednak Ukraina funkcjonuje w trochę innym systemie. Ma dużo większe ciążenie do wschodu, mówi się, że to już jest Bizancjum, i to w mentalności mocno się wryło.

Pozostało 94% artykułu
Transport
Chiny potajemnie remontują rosyjski statek przewożący broń z Korei Północnej
Transport
Cywilna produkcja ciągnie Boeinga w dół
Transport
PKP Cargo ma nowy tymczasowy zarząd
Transport
Prezes PKP Cargo stracił stanowisko. Jest decyzja rady nadzorczej
Transport
Airbus Aerofłotu zablokował lotnisko w Tajlandii. Rosji brakuje części do samolotów