Wszystko zaczęło się od klęski, czyli igrzysk olimpijskich w Atlancie (1996). Tam Brytyjczycy zdobyli tylko jedno złoto i zajęli w klasyfikacji medalowej trzydzieste szóste miejsce. Wyspiarska sportowa duma przyjęła potężny cios, ale zamiast nokautu przyszło otrzeźwienie.
Brytyjczycy zrobili porządki: kupili zagraniczny know-how, zorganizowali system szkolenia oraz podłączyli sportowcom finansową kroplówkę w postaci zysków z narodowej loterii (National Lottery). Cztery lata temu, podczas igrzysk w Rio de Janeiro, wyżej w klasyfikacji medalowej byli tylko Amerykanie. Odpowiedź na pytanie o przyczyny sukcesu jest prosta: „pieniądze". Te trzeba jednak umieć wydawać.
Złoty Londyn
Jednym z beneficjentów zmian, do których doszło w brytyjskim sporcie, było kolarstwo, bo uznano, że na wsparcie zasługują przede wszystkim dyscypliny, które dają podczas igrzysk najwięcej medalowych szans.
Zaczęły więc rosnąć welodromy, gdzie brytyjskich młodzieńców brali w obroty trenerzy z Austrii i Niemiec. Kolarstwo torowe uznano za talizman. To właśnie rywalizacja w londyńskim VeloParku miała być kluczem do sukcesu igrzysk w Londynie (2012). Udało się: gospodarze wygrali siedem z dziesięciu konkurencji, a ósme złoto na szosie dołożył w jeździe indywidualnej na czas były torowiec Bradley Wiggins.
Brytyjczycy postawili zarówno na sport zawodowy, jak i na amatorów. Dziś 2,5 mln mieszkańców kraju jeździ sportowo na rowerze co najmniej raz w tygodniu. Wyniki są spektakularne. Brytyjscy kolarze na igrzyskach w Pekinie, Londynie i Rio zdobyli 38 medali – to więcej niż cała reprezentacja Polski. Sukces był katalizatorem stworzenia grupy zawodowej Team Sky (obecnie Ineos Grenadiers), która miała zdominować rywalizację w Tour de France, czyli najważniejszej kolarskiej imprezie roku.