Miłe złego początki, a koniec żałosny - tak w telegraficznym skrócie, można opisać przebieg środowego handlu w Warszawie. Pierwsze minuty sesji pozwalały sądzić, że paniczna wyprzedaż akcji - obserwowana w poniedziałek i we wtorek - dobiega końca. Neutralne otwarcie notowań WIG20 i szybki ruch wzrostowy dawał nawet podstawy do lekkiego optymizmu. Jak się potem okazało, była to pułapka. Potrzeba było niewiele ponad pół godziny, aby sytuacja wróciła do „normy". Indeks blue chips zanurkował, ustanawiając nowy sześcioletni dołek (1769 pkt.). Słowo bessa wraca do słownika: od początku roku WIG20 zanurkował o 23 proc.

Tylko w grudniu indeks stracił już 7,7 proc. Jeśli ten wynik zostanie utrzymany (lub pogłębiony), będzie to najgorsza końcówka roku w historii GPW. Do tej pory niechlubny rekord ustanowiono w grudniu 2013 r. (WIG20 spadł wtedy o 7,1 proc.).

W trakcie środowej sesji spadały kursy większości dużych spółek. W końcówce sesji zyskiwały jedynie niektóre firmy energetyczne (Tauron, Energa) oraz KGHM. Najmocniej traciły zaś LPP, Eurocash, sektor bankowy oraz Bogdanka.

Fatalna nastroje udzieliły się inwestorom na szerokim rynku. Środowa sesja przyniosła dotkliwe spadki średnich (mWIG40) i małych (sWIG80) spółek.