Hossa może złapać zadyszkę

Mija dokładnie osiem lat od dna ostatniej bessy. Od tego czasu indeksy poszły mocno w górę. Ale największe spółki wypadają blado na tle reszty.

Aktualizacja: 16.02.2017 20:57 Publikacja: 16.02.2017 20:51

Warszawska giełda kontynuuje świetną passę. W czwartek indeksy szły mocno w górę, do czego przyczyniła się wypowiedź Henryka Kowalczyka, przewodniczącego Komitetu Stałego Rady Ministrów, na temat możliwej fuzji Orlenu z Lotosem. Ich notowania wystrzeliły, wynosząc WIG20 ponad poziom 2,2 tys. pkt.

WIG20 się budzi

Przecena na rynkach finansowych, która rozpoczęła się jesienią 2008 r., w Warszawie osiągnęła apogeum równo osiem lat temu, czyli 17 lutego 2009 r. Wtedy właśnie główny indeks zanotował najniższy poziom, od którego wzrósł już 172 proc. Jeszcze bardziej podrożały spółki średnie i małe. Takie firmy, jak CD Projekt, Amica czy Forte, zanotowały zwyżki rzędu kilku tysięcy procent. Natomiast najgorzej wypadają blue chips. I to właśnie one – zdaniem ekspertów – mają największą przestrzeń do wzrostu.

W ujęciu branżowym najlepiej prezentują się spółki chemiczne i paliwowe, a najgorzej telekomunikacyjne. Orange, które utraciło status dywidendowego pewniaka, jest wyceniane zdecydowanie niżej niż w lutym 2009 r.

– Patrząc na WIG, który niedawno przebił poziomy ze szczytów z 2015 r., można w pierwszym momencie stwierdzić, że jest już dość wysoko. Jednak w szerszej perspektywie do historycznych szczytów w dalszym ciągu jeszcze bardzo daleka droga – mówi Kamil Hajdamowicz, analityk BM Banku BGŻ BNP Paribas. Podkreśla, że WIG20 od października ubiegłego roku zyskał już przeszło 500 pkt, ale w dalszym ciągu znajduje się znacząco poniżej historycznych średnich, biorąc pod uwagę ostatnich dziesięć lat.

Eksperci zwracają uwagę, że dynamiczne zwyżki na GPW rzeczywiście miały miejsce od dołka w 2009 r. do pierwszej połowy 2011 r., ale to, co się działo w kolejnych latach, trudno nazwać prawdziwą hossą. – Jeżeli postawimy tezę, że doświadczamy obecnie rodzącej się fali hossy, to raczej oczekiwałbym, że to dopiero jej początek, a nie koniec – komentuje Krzysztof Radojewski, dyrektor działu analiz Noble Securities.

Czas na korektę

Nie brak też głosów, że obserwowane od kilku tygodni zwyżki niedługo zakończą się przeceną. W ujęciu globalnym wzrost siły dolara pogarsza środowisko dla surowców oraz rynków rozwijających się.

– Historycznie wysoki poziom optymizmu inwestorów indywidualnych, a przede wszystkim blisko 24-proc. wzrost indeksu WIG od 18 listopada ub.r. skłaniają mnie do zakładania w scenariuszu bazowym krótkoterminowego schłodzenia rynku trwającego kilka tygodni – mówi Sobiesław Kozłowski, szef działu analiz Raiffeisen Brokers. Po przejściowej korekcie oczekuje wspięcia się indeksów na nowe, lokalne maksima.

Umiarkowanym optymistą jest też Quercus TFI. W zeszłym roku zwracał uwagę, że zejście dynamiki PKB poniżej progu 3 proc. było paradoksalnie dobrą okazją do kupowania akcji na GPW, gdyż w takich momentach rynek miał już zwykle za sobą w dużej części proces dyskontowania spowolnienia, a jednocześnie przymierzał się do dyskontowania nadchodzącego cyklicznego przyspieszenia w gospodarce.

– Ta diagnoza okazuje się trafna. Od końca III kwartału 2016 r. (kiedy to dynamika PKB spadła poniżej 3 proc.) WIG zyskał prawie 25 proc. – mówi Tomasz Hońdo, starszy analityk Quercus TFI. Jego zdaniem, jeśli już coś ma budzić pewien dyskomfort, to fakt, że taka skala zwyżki w przeszłości osiągana była, średnio rzecz biorąc, dopiero po mniej więcej dziesięciu miesiącach. – Reasumując, giełda tak jak w podobnych historycznych przypadkach dyskontuje poprawę dynamiki PKB. Tempo zwyżki wydaje się jednak zbyt silne i to może być powód do korekty – przestrzega.

Nieśmiałe napływy

Obserwowany w ostatnim czasie wzrost indeksów i obrotów na warszawskim rynku zawdzięczamy w dużej mierze kapitałowi zagranicznemu, który łaskawszym okiem zaczyna patrzeć na nasz region. Warto bowiem pamiętać, że w strukturze obrotów na GPW to właśnie gracze spoza Polski stanowią większość. Odsetek ten na przestrzeni ostatnich lat wyraźnie rośnie, kosztem inwestorów indywidualnych.

– Warto pamiętać, że hossa z lat 2006–2007 charakteryzowała się bardzo dużymi napływami do funduszy inwestycyjnych. O tym zjawisku nie ma jeszcze mowy. Nie tak dawno cieszyliśmy się z wyhamowania trendu umorzeń – przypomina Hajdamowicz. To oznacza, że inwestorzy powoli znów przekonują się do akcji jako aktywów, w które warto inwestować kapitał.

Tymczasem sygnały, które płyną z polskiej gospodarki, nie są jednoznaczne. Niedawno Komisja Europejska obniżyła prognozę wzrostu PKB dla Polski. Spodziewa się też zwiększenia deficytu finansów publicznych. Z kolei Euler Hermes prognozuje, że liczba niewypłacalności polskich firm w tym roku wzrośnie o 3 proc.

Opinie

Łukasz Bugaj, analityk DM BOŚ

Ciężko prognozować, kiedy zakończy się hossa. Dobrym tego przykładem jest rynek USA, który jest bardzo drogi od wielu kwartałów, ale nie przeszkadza mu to w zdobywaniu kolejnych maksimów. Obecna hossa jest już bardzo długa i gdyby była człowiekiem, miałaby 126 lat! Jej koniec jest blisko? Tego nie wiemy, ale po miejscu w cyklu gospodarczym, w którym się znajdujemy, możemy sądzić, że jesteśmy bliżej jej końca niż początku. Wynika to z inflacyjnego ożywienia gospodarczego, które obserwujemy i które powinno być ostatnim aktem hossy, podobnie jak 10 lat temu. Inflacyjna faza trwa dopiero kilka miesięcy i za wcześnie jest, aby prognozować jej rychły koniec. Jej dalsze rozwinięcie skutkować może jednak euforią na giełdach, która zawsze źle się kończy.

Marcin Materna, szef działu analiz Millennium DM

Jest dużo potencjalnych zagrożeń, na które rynek nie zwraca uwagi, koncentrując się na pozytywach. Przypomina to ostatnią fazę hossy. Perspektywy nie są specjalnie optymistyczne, niewykluczone są podwyżki stóp w USA. Na horyzoncie pojawiają się pomysły zmniejszania stopnia otwartości gospodarki światowej i zwiększania protekcjonizmu. Skoro jest tak dobrze i wszystko idzie w dobrym kierunku, to skąd niezadowolenie społeczeństw, objawiające się zmianami we władzach w poszczególnych krajach? Potencjalny wzrost PKB też nie uzasadnia raczej obecnych wycen. Ale ostatnia faza trwa zwykle dosyć długo, więc pewnie przed nami kilka dobrych miesięcy, szczególnie że ostatnia fala kończy się skrajnym przewartościowaniem akcji, a tego jeszcze nie obserwujemy.

Będą debiuty, ale też wycofania

Utrzymujące się zwyżki indeksów powinny przyczynić się do poprawy sytuacji na rynku pierwotnym. W ubiegłym roku w Warszawie zadebiutowało tylko 19 firm. Tyle samo wycofano z obrotu. Już widać, że zjawisko przejmowania spółek i ściągania ich z giełdy będzie w tym roku kontynuowane. Przemawiają za tym nie tylko nadal atrakcyjne wyceny, ale również coraz bardziej restrykcyjne przepisy dotyczące obowiązków informacyjnych. Jednocześnie mocno w górę poszły kary dla spółek i członków ich władz. Część przedsiębiorców, którzy wcześniej myśleli o giełdzie, zaczyna skłaniać się ku innym opcjom. Mają ich sporo: kredyt, obligacje czy wreszcie fundusze private equity, których aktywność w Polsce wyraźnie rośnie.

Warszawska giełda kontynuuje świetną passę. W czwartek indeksy szły mocno w górę, do czego przyczyniła się wypowiedź Henryka Kowalczyka, przewodniczącego Komitetu Stałego Rady Ministrów, na temat możliwej fuzji Orlenu z Lotosem. Ich notowania wystrzeliły, wynosząc WIG20 ponad poziom 2,2 tys. pkt.

WIG20 się budzi

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Giełda
Firma Donalda Trumpa jest już spółką memiczną. Kapitalizacja przekroczyła 9 mld dol.
Giełda
Tomasz Bardziłowski oficjalnie prezesem GPW
Giełda
Na GPW pachnie zbliżającymi się świętami
Giełda
Dobry prognostyk dla hossy
Giełda
Trudno nadążyć za hossą