Według strategii odpowiedzialnego rozwoju Polacy muszą oszczedzać więcej

Swoją cegiełkę do realizacji tzw. planu Morawieckiego mają dołożyć zwykli Polacy. A konkretnie – jak się zakłada w strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju – mają oszczędzać prawie trzy razy więcej niż obecnie.

Aktualizacja: 17.10.2016 06:12 Publikacja: 16.10.2016 22:32

Foto: 123RF

Do 2030 r. stopa oszczędności gospodarstw domowych ma się bowiem zwiększyć do ponad 5 proc. PKB z 1,7 proc. PKB w 2014 r. Wszystko po to, by zapewnić większy strumień kapitału krajowego. Na razie tego kapitału nie wystarcza na finansowanie inwestycji, więc trzeba sięgać po kapitał zagraniczny. A skoro rząd, w ślad za wicepremierem, ministrem rozwoju i finansów Mateuszem Morawieckim chce, by gospodarka rozwijała się w oparciu o własne, a nie zagraniczne zasoby, to trzeba wzmocnić wszystkie źródła oszczędności, także te gospodarstw domowych. Tym bardziej że Morawiecki stawia sobie ambitny cel – poziom inwestycji ma wzrosnąć z obecnych 20 do 25 proc. PKB.

Zadanie jest trudne, bo na razie Polacy są jednym z najmniej oszczędnych narodów w Unii Europejskiej (choć jeszcze przed kryzysem finansowym tak nie było). Niemcy, Francuzi czy Szwedzi odkładają przeciętnie siedem, osiem razy więcej swoich dochodów niż my. Nawet w Czechach i na Węgrzech, czyli krajach na podobnym do naszego etapie rozwoju społeczno-gospodarczego, stopa oszczędności gospodarstw domowych jest pięć razy wyższa.

Nie dość, że oszczędzamy mało, to jeszcze głównie na krótkie terminy. Wartość zgromadzonych zasobów finansowych Polaków sięga już ok. 1,2 bln zł, ale aż 43 proc. z tej kwoty to oszczędności bardzo krótkoterminowe, czyli gotówka i pieniądze leżące na rachunkach bieżących. Kolejne 25 proc. to co prawda depozyty terminowe, ale zdecydowana większość z nich nie przekracza dwóch lat.

Badania NBP pokazują też, że w ostatnich latach krótkoterminowe formy lokowania kapitału zyskują na znaczeniu, bo Polacy w coraz większym stopniu cenią sobie swoją płynność finansową. Ale z punktu widzenia gospodarki to rosnący problem, bo z krótkich lokat dosyć trudno finansować długookresowe kredyty na inwestycje (choć oczywiście banki jakiś czas sobie z tym radzą).

Jak zatem zachęcić Polaków do zwiększenia długookresowych oszczędności? Jednej złotej recepty nie ma, konieczny jest szereg działań różnego rodzaju. Premier Morawiecki swoje propozycje przedstawił w Programie Budowy Kapitału. Eksperci na łamach „Rzeczpospolitej" uzupełniają je o nowe rozwiązania lub apelują o przemyślenie tych zaproponowanych.

Najważniejsza jest jednak – co przebija się w wypowiedziach wszystkich naszych rozmówców – odbudowa zaufania Polaków do rynkowych instrumentów finansowych w powiązaniu z polityką. Jeśli jedną ręką rząd będzie namawiał Polaków do długookresowego oszczędzania, a drugą demolował rynki finansowe, na których nasze oszczędności miałyby być inwestowane, to nic z tego nie wyjdzie.

Wyższy zysk na lokatach

Najlepszą zachętą do lokowania oszczędności na lokatach bankowych byłaby bez wątpienia obietnica wyższych zysków. Ministerstwo Rozwoju, w ramach Programu Budowy Kapitału, zaproponowało, by obniżyć do 10 proc. (z 19 proc. obecnie) tzw. podatek Belki od inwestycji powyżej jednego roku. – Dzisiaj niezależnie czy mamy jednomiesięczny horyzont inwestycji, czy pięcioletni, to podatek jest taki sam – przekonywał wicepremier Mateusz Morawiecki, wówczas jako minister rozwoju. Według szacunków MR, na takiej zmianie Polacy zyskiwaliby ok. 250 mln zł rocznie. Obniżka miałaby dotyczyć podatku zarówno od zysku z lokat bankowych, jak i zysku z obrotu papierami wartościowymi.

Zbigniew Jagiełło, prezes PKO BP, największego banku w Polsce, uważa, że należy iść jeszcze dalej. – Skłaniałbym się ku zniesieniu podatku od zysków kapitałowych dla inwestycji trzy–czteroletnich oraz jednoczesnemu podwyższeniu podatku od inwestycji krótkoterminowych – mówi „Rz". – Warto nagradzać za długoterminowe inwestowanie i oszczędzanie, a zniechęcać do zbyt krótkich inwestycji – dodaje.

Ile na podatkowych zmianach można zyskać? Jak wynika z analizy „Rzeczpospolitej", całkowite zniesienie podatku Belki dla lokat trzyletnich i dłuższych, to zysk nieco ponad 23 proc. wyższy niż obecnie, a przy ograniczeniu podatku do 10 proc. – o ponad 11 proc. większy. Przykładowo, jeśli na trzyletnim depozycie ulokujemy 10 tys. zł oprocentowane na 2 proc. w skali roku, obecnie po trzech latach możemy „wyjąć" 4,95 proc. więcej. Gdyby ten zysk nie był obłożony daniną w ogóle, nasz zarobek wzrósłby do 6,1 proc., a przy 10-procentowej daninie – do 5,5 proc.

Podatkowe zachęty to jednak niejedyne rozwiązanie. – Banki powinny zaoferować Polakom nowy produkt – łączący oszczędzanie z dostępem do taniego pieniądza – podsuwa pomysł Andrzej Bratkowski, były członek Rady Polityki Pieniężnej. – Chodzi o taką ofertę, w której długoterminowa lokata uprawniałby do niskiego oprocentowania kredytu w rachunku bieżącym – mówi.

Jak podkreśla, obecnie Polacy przede wszystkim cenią sobie płynność, szybki dostęp do swoich pieniędzy. Dlatego nie chcą, by były one „uwiązane" na kilkuletnich lokatach. – Patrząc z tego punktu widzenia, zniesienie czy obniżenie podatku Belki niewiele da. Bo co z tego, że ktoś mógłby zyskać trochę więcej na długoterminowej lokacie, skoro w razie konieczności, nagłej potrzeby, musiałby korzystać ze znacznie droższych kredytów? – zauważa Bratkowski.

Oprocentowanie kredytów w rachunkach bieżących sięga obecnie ok. 10 proc., a więc rzeczywiście znacznie więcej niż zyski z lokat. Bratkowski uważa, że powinno ono być tylko o 1 pkt proc. wyższe niż odsetki z lokat długoterminowych.

Kwestia, jak zachęcić Polaków do odkładania w dłuższej perspektywie, jest kluczowa. Ponad 80 proc. z prawie 700 mld zł odłożonych w bankach pieniędzy, „leży" na rachunkach bieżących oraz depozytach do jednego roku. Lokat powyżej jednego roku jest tylko 8,5 proc., w tym takich powyżej dwóch lat – tylko 2,5 proc. Kolejnym problemem jest rosnąca wartość gotówki, jaką Polacy trzymają w przysłowiowej skarpecie – to już 163 mld zł.

Znaczące nagrody finansowe w loterii obligacji

Obligacje Skarbu Państwa są bezpieczniejsze niż inwestycje kapitałowe i zyskowniejsze niż lokaty bankowe – odpowiadał Paweł Szałamacha, gdy w rządzi PiS pełnił funkcję ministra finansów, na pytanie, jak zwiększyć długoterminowe oszczędności Polaków.

Na razie Polacy nie są przekonani do kupowania obligacji detalicznych w ilościach hurtowych. Na koniec czerwca w swoich portfelach gospodarstwa domowe miały papiery o wartości prawie 11 mld zł, co stanowi 1 proc. zgromadzonych aktywów.

Minister Szałamacha był jednak przekonany, że wartość ta będzie dynamicznie rosła. Jak podkreślał, atrakcyjność oferowanych na rynku instrumentów finansowych zależy głównie od trzech czynników: wysokości oprocentowania, horyzontu lokowania oraz poziomu ryzyka związanego z inwestycją. – W obecnych warunkach atrakcyjne w porównaniu z lokatami oprocentowanie i najwyższy poziom bezpieczeństwa obligacji skarbowych powoduje, że Polacy coraz chętniej wybierają tę formę oszczędzania – podkreślał w wypowiedzi dla „Rzeczpospolitej". Według danych Ministerstwa Finansów tylko we wrześniu nabywcy indywidualni zakupili papiery o łącznej wartości 298 mln zł, a łączna sprzedaż w trzech kwartałach przekroczyła 3 mld zł i jest zbliżona do sprzedaży osiągniętej w całym 2015 r.

To wyniki jeszcze sprzed uruchomienia najnowszej oferty resortu finansów – rodzinnych obligacji skarbowych. To produkt, który jest sprzedawany od października, a skierowany jest do osób otrzymujących świadczenie w ramach programu Rodzina 500+. Dostępne są dwa rodzaje papierów: 6-letnie oraz 12-letnie. Ich oprocentowanie oparte jest na inflacji powiększonej o preferencyjną marżę i jest bardziej atrakcyjne niż oprocentowanie lokat bankowych, a także innych obligacji detalicznych.

W Programie Budowy Kapitału przedstawiony też został pomysł pewnej nowinki na tym rynku – obligacji premiowych, a mówiąc inaczej – loteryjnych. Skarb Państwa ma emitować obligacje o zerowym kuponie, czyli takie, od których nie wypłaca się odsetek, a zarobek inwestora pochodzi z różnicy ceny zakupu i ceny nominalnej. Największą korzyścią posiadania obligacji ma być jednak uczestnictwo w loterii kuponowej, która umożliwia uzyskanie znaczącej premii. Na razie nie znamy dalszych szczegółów, ale np. w Wielkiej Brytanii można wygrać nawet 1 mln funtów, co jest skutecznym magnesem dla Brytyjczyków.

Dobrowolny, ale na początek obowiązkowy

– Problemem, nie tylko w Polsce, jest finansowa myopia, czyli krótkowzroczność. Nie jesteśmy przezorni, rzadko myślimy o tym, co będzie za 30 lat – zauważa Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju.

Zapewne ma rację, bo dobrowolne oszczędności emerytalne w Polsce są mizerne. Na różnych kontach zabezpieczeń na przyszłość (IKE, IKZE, PPP) Polacy mają zgromadzone raptem ok. 21 mld zł. Znacznie więcej ulokowanych jest w OFE – 135 mld zł, tyle że nie są to oszczędności dobrowolne – na II filar trafia część naszych obowiązkowych składek na ubezpieczenia społeczne.

Część ekspertów uważa, że dobrym sposobem na zachęcenie Polaków do myślenia o przyszłości byłyby zachęty podatkowe z prawdziwego zdarzenia. Ale budżetu państwa na taki bonus nie stać.

Ministerstwo Rozwoju znalazło więc inny sposób na zbudowanie powszechnego III filara oszczędności emerytalnych. Polacy mają być tam „zapisywani" z automatu, na zasadzie domyślności, w ich gestii ma zaś pozostać decyzja o pozostaniu lub wycofaniu się z programu.

Projekt zakłada utworzenie dla pracowników firm Pracowniczych planów kapitałowych. Składka po stronie pracownika miałaby wynosić 2–4 proc. wynagrodzenia., a po stronie pracodawcy – 1,5–3 proc. Paweł Borys, autor pomysłu, ma nadzieję, że większość – 70–80 proc. osób zapisanych automatycznie do systemu, jednak w nim pozostanie. – Badania wskazują, że zachęty fiskalne nie są aż tak bardzo efektywnym instrumentem skłaniającym do zmiany postawy – wyjaśnia. – Doświadczenia innych krajów pokazują, że lepiej sprawdza się rozwiązanie domyślnego udziału w III filarze. Dlatego zakładamy 5,5–6 mln uczestników i 12–15 mld zł nowych przepływów na rynek kapitałowy.

Choć pomysł jest dosyć kontrowersyjny, może mieć szanse powodzenia. – System domyślności oznacza nieco wymuszone oszczędności. Ale warto zwrócić uwagę, że jeśli pracownik zdecyduje się zostać w systemie i zadeklaruje składkę w wysokości np. 2 proc., to jego pracodawca będzie zobowiązany do mniej więcej podwojenia jego zadeklarowanej kwoty. A to już spory bonus, bo rezygnując z 2 proc. bieżących dochodów, na kontach emerytalnych będzie pojawiać się np. 4 proc. – komentuje Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC. Duże obawy budzą jednak pozostałe regulacje utworzenia PPK. Przede wszystkim to, że miałyby one być przez pierwsze dwa lata zarządzane przez Polski Fundusz Rozwojowy, czyli instytucję publiczną. A także kwestia, w co PFR będzie inwestował nasze pieniądze? Czy nie będą to publiczne projekty, które rząd uzna za strategiczne i priorytetowe, a które mogą zakończyć się klapą?

Pozostaje też kwestia OFE. Mają one być przekształcone w III-filarowe fundusze inwestycyjne, a zgromadzone środki mają zostać zapisane na indywidualnych kontach emerytalnych. Według Borysa, 2–3 mln dotychczasowych uczestników OFE może aktywnie oszczędzać w nowych strukturach (to znaczy nie wróci do ZUS), co przynosiłoby rocznie kilka miliardów dodatkowych oszczędności (z obowiązkowych składek na ZUS).

Odzyskać zaufanie do rynku kapitałowego

Fundamentem budowy długoterminowego kapitału jest docenienie rynku kapitałowego – mówi Jacek Socha, b. przewodniczący Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. W Planie Budowy Kapitału (PBK), przedstawionym przez wicepremiera Morawieckiego, jego rola jest dostrzeżona. Im bardziej konkurencyjny i atrakcyjny będzie nasz rynek kapitałowy, tym może się stać lepszym źródłem finansowania inwestycji przedsiębiorstw, w tym tych innowacyjnych i wysokomarżowych. Rozwój tego rynku jest także kluczowy dla powodzenia idei budowy III filara emerytalnego. I odwrotnie – III filar ma stać się motorem napędzającym rozwój giełdy.

Dlatego w PBK, oprócz oszczędności emerytalnych, proponuje się też inne rozwiązania, tak by z jednej strony zachęcić inwestorów do większej obecności na giełdzie, a z drugiej – zwiększyć podaż ciekawych aktywów, w których można by ulokować pieniądze. W tym pierwszym przypadku chodzi m.in. o propozycję obniżenie podatku od zysków kapitałowych (przy inwestycjach dłuższych niż 12 miesięcy). W tym drugim – mowa np. o powołaniu krajowej agencji ratingowej, której zadaniem byłoby nadawanie ratingów małym i średnim firmom. Taka usługa minimalizowałaby ryzyko inwestorów giełdowych. Docelowo agencja być może mogłaby wyceniać i nadawać ratingi obligacjom infrastrukturalnym, czyli papierom mającym służyć finansowaniu dużych inwestycji publicznych. Na razie jednak o tego typu obligacjach niewiele wiadomo.

Zaproponowane instrumenty mogą jednak być niewystarczające. Jak zgodnie uważają ekonomiści i politycy od prawa do lewa, rzeczą podstawą jest odzyskanie zaufania Polaków do rynku kapitałowego. – Częściowy demontaż OFE sprzed trzech lat podważył zaufanie obywateli do całego systemu emerytalno-kapitałowego. Stąd konieczność odbudowy tego zaufania – podkreśla Witold Słowik, wiceminister rozwoju.

Jacek Socha zauważa jednak, że obecna ekipa rządząca też nie przykłada się do tego zadania zbyt pilnie. – Ilu inwestorów wierzy, że ktoś znowu nie ruszy pieniędzy z OFE? Czy ktoś w rządzie zadaje sobie pytanie, jaki wpływ na spółki energetyczne ma program ratowania górnictwa? Co będzie z notowanymi na giełdzie spółkami Skarbu Państwa? Ilu polityków uważa, że zarabianie pieniędzy na giełdzie to coś dobrego? – pyta retorycznie Socha.

Do 2030 r. stopa oszczędności gospodarstw domowych ma się bowiem zwiększyć do ponad 5 proc. PKB z 1,7 proc. PKB w 2014 r. Wszystko po to, by zapewnić większy strumień kapitału krajowego. Na razie tego kapitału nie wystarcza na finansowanie inwestycji, więc trzeba sięgać po kapitał zagraniczny. A skoro rząd, w ślad za wicepremierem, ministrem rozwoju i finansów Mateuszem Morawieckim chce, by gospodarka rozwijała się w oparciu o własne, a nie zagraniczne zasoby, to trzeba wzmocnić wszystkie źródła oszczędności, także te gospodarstw domowych. Tym bardziej że Morawiecki stawia sobie ambitny cel – poziom inwestycji ma wzrosnąć z obecnych 20 do 25 proc. PKB.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Finanse
Branża audytorska wciąż rośnie w imponującym tempie
Finanse
Poznaliśmy najlepszych audytorów w Polsce. Ranking „Rzeczpospolitej”
Finanse
70 tys. zł za doradzanie w czasach PiS. PZU zrywa umowę z rektorem UW. Prof. Nowak: Sam odszedłem
Finanse
Cały rynek ściga się z czasem
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Finanse
Kłopoty z wyborem nowych władz PFR. Brakuje chętnych