Czy po pandemii grozi nam kryzys finansowy

Nikt nie ma wątpliwości, że ratowanie gospodarki mocno obciąży kasę państwa. Część ekonomistów postuluje więc cięcia w budżetowych wydatkach i ostrzega przed kryzysem zadłużenia.

Aktualizacja: 15.04.2020 15:44 Publikacja: 14.04.2020 21:00

Czy po pandemii grozi nam kryzys finansowy

Foto: AFP

Jeszcze w tym roku deficyt sektora finansów publicznych wzrośnie gwałtownie do 6–8 proc. PKB z 0,7 proc. na koniec 2019 r. – wynika z prognoz ekonomistów. To efekt tzw. tarczy antykryzysowej, czyli np. zwolnienia ze składek ZUS czy dopłat do wynagrodzeń pracowników, ale też ogromnych ubytków w podatkach i innych dochodach. Zadłużenie sektora (liczone według metodologii unijnej) może zaś, wedle agencji S&P, skoczyć do 54,1 proc. PKB z ok. 46 proc. PKB w 2019 r.

Silny wzrost długu oczekiwany jest także w 2021 r., bo wówczas w finansach publicznych uwidoczni się efekt tzw. tarczy finansowej (czyli pożyczek dla firm o wartości 100 mld zł, z czego ok. 60 proc. zostanie umorzonych). Finansowanie tych pożyczek ma się odbywać poza sektorem finansów publicznych (PFR ma wyemitować obligacje, które pośrednio skupować ma bank centralny), jednak już ich umorzenie będzie traktowane jako dług publiczny. Centrum Monitoringu Sytuacji Gospodarczej przy Radzie Przedsiębiorczości wyliczyło, że tarcza finansowa zwiększy dług (w ujęciu unijnym) o kolejne 4,4 proc. PKB, a deficyt – o dalsze 2,7 proc. PKB.

Czytaj także: #RZECZoBIZNESIE: Marek Belka: Róbmy to, co niezbędne. To jest wojna

Taki zaś wzrost przy osłabieniu złotego oznacza ryzyko, że nasz dług publiczny (liczony według metodologii krajowej) przekroczy w roku 2021 dopuszczalne limity – zarówno ustawowy próg ostrożnościowy wynoszący 55 proc. PKB, jak i limit konstytucyjny – 60 proc. PKB – ocenia CMSG. Po przekroczeniu limitów konieczne jest np. ostre cięcie wydatków lub nowe podatki, tak by deficyt wynosił zero.

Tego ryzyka nie można ignorować, dlatego zdaniem ekspertów CMSG rząd powinien szybko przygotować ocenę stanu finansów publicznych do 2023 r., pokazując, jak realizacja różnych tarcz wpłynie na takie wskaźniki jak kurs walutowy, koszty obsługi zadłużenia, poziom zadłużenia, wiarygodność kredytową Polski itp.

Czytaj także: MFW: Odbudowa po pandemii potrwa lata

– W świetle takiej oceny potrzebne może się okazać wycofanie się z dodatkowych emerytur, 13. i 14., z silnego podniesienia płacy minimalnej oraz generalny przegląd strony wydatkowej, aby uniknąć konieczności wzrostu podatków w przyszłości – uważa CMSG.

– Brak określonej polityki makroekonomicznej sprowadzi nas za dwa–trzy lata na manowce – wtóruje też Wojciech Warski z Team Europe. – Manewry z tarczą finansową w celu obejścia konstytucyjnych progów ostrożnościowych prowadzą według mnie do scenariusza greckiego lub, jak kto woli, sytuacji jak za Gierka. Czyli zamiast pandemii i katastrofy gospodarczej szykuje się katastrofa finansowa. Jeden armagedon zastąpimy drugim – ostrzega Warski.

Nie wszyscy ekonomiści podzielają takie obawy. – Obecna sytuacja, czyli ogólnoświatowy kryzys gospodarczy, bezsprzecznie wymaga zdecydowanej reakcji ze strony polityki fiskalnej, co się dzieje w Polsce i na świecie – komentuje Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. – Potrzebne są kosztowne programy utrzymania przy życiu jak największej części gospodarki, by umożliwić powrót na ścieżkę długookresowego wzrostu. Dla oceny sytuacji w Polsce istotne jest, że skala wsparcia jest raczej przeciętna, a stosowane instrumenty podobne do innych krajów. Co ważne, jeśli chodzi o dług, to punkt startowy jest dosyć niski, więc jest przestrzeń do jego wzrostu – podkreśla Bujak.

Jego zdaniem ogłoszona pomoc dla firm nie powinna spowodować, że dług przekroczy konstytucyjny limit 60 proc. PKB ani nawet próg ostrożnościowy – 55 proc. PKB. Zresztą nawet jeśliby tak się stało, to przy tej bezprecedensowej sytuacji należałoby znieść te limity lub je zmodyfikować.

– Kryzys finansowy w perspektywie dwóch–trzech lat grozi nie tylko Polsce, ale i całemu światu – przyznaje z kolei Witold Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce. – Ale uważam, że pieniądze na ratowanie gospodarki muszą się znaleźć nawet przy zastosowaniu niekonwencjonalnych mechanizmów czy ryzyku przekroczenia limitu zadłużenia – dodaje. Jego zdaniem polski rząd powinien myśleć o konsekwencjach w finansach publicznych, jakie zobaczymy już za kilka, kilkanaście miesięcy, ale na razie nie należy ciąć żadnych wydatków publicznych. – Natomiast już na przyszły rok należy dokonać przeglądu wydatków i przygotować się do ostrych oszczędności – dodaje Orłowski.

Jeszcze w tym roku deficyt sektora finansów publicznych wzrośnie gwałtownie do 6–8 proc. PKB z 0,7 proc. na koniec 2019 r. – wynika z prognoz ekonomistów. To efekt tzw. tarczy antykryzysowej, czyli np. zwolnienia ze składek ZUS czy dopłat do wynagrodzeń pracowników, ale też ogromnych ubytków w podatkach i innych dochodach. Zadłużenie sektora (liczone według metodologii unijnej) może zaś, wedle agencji S&P, skoczyć do 54,1 proc. PKB z ok. 46 proc. PKB w 2019 r.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Finanse
Ugoda Visa i Mastercard. Mniejsze prowizje od sklepów
Finanse
NIK: rząd PiS ręcznie sterował finansami JST
Finanse
Minister finansów rozwiewa wątpliwości. Podwyżka kwoty wolnej w 2025 r. niemożliwa
Finanse
Byki i Niedźwiedzie oraz Złote Portfele „Parkietu”. Kto otrzymał nagrody?
Finanse
Byki i Niedźwiedzie oraz Złote Portfele „Parkietu”. Kto otrzyma nagrody?