Okienko dla euro zamknięte przed Polską na wiele lat

Przez pandemię przestaliśmy spełniać ekonomiczne kryteria wejścia do strefy euro. Nawet gdyby obecny rząd zmienił zdanie, teraz nie mamy formalnych możliwości przyjęcia wspólnej waluty.

Aktualizacja: 04.01.2021 13:46 Publikacja: 03.01.2021 21:00

Okienko dla euro zamknięte przed Polską na wiele lat

Foto: AdobeStock

Deficyt finansów publicznych poszybował w 2020 r. do 8,9 proc. PKB – prognozowała Komisja Europejska. To efekt uruchomienia programów pomocowych dla gospodarki. Bruksela nawet zapowiedziała, że przymknie oko na wystrzał deficytu w czasie pandemii. Nie zmienia to faktu, że tak duża dziura znacząco odbiega od unijnego limitu wynoszącego 3 proc. PKB.

Niewiele lepiej ma być w 2021 r., bo deficyt ma znowu sięgnąć ok. 8 proc., a powrót do 3 proc. PKB może potrwać kilka lat. Podobnie z poziomem długu – granicę 60 proc. PKB mogliśmy przekroczyć już w 2020 r., a w 2021 r. dług ma rosnąć dalej.

Kryteria niespełnione

Tym samym Polska przestanie spełniać dwa kryteria fiskalne wejścia do strefy euro. Nie wypełniamy też warunku stabilności cen. O ile bowiem inflacja w Polsce była w ubiegłym roku bardzo dotkliwa (w niektórych miesiącach najwyższa w UE), i tak też będzie w 2021 r., o tyle ceny w strefie euro zmierzały wprost w odwrotnym kierunku – deflacji.

Możliwe, że spełniamy kryterium stabilności długoterminowych stóp procentowych (które nie powinny być 2 pkt proc. wyższe niż w trzech najstabilniejszych pod względem cen państw członkowskich). Jednak w sumie obecnie nie ma szans na wejście najpierw do przedsionka strefy euro, czyli korytarza ERM II, gdzie badana jest stabilność kursu walutowego, a potem do samej strefy euro.

Czytaj także: Krzysztof Adam Kowalczyk: Niewykorzystane okazje się mszczą

Czytaj także: Bogusław Chrabota: Bez euro rozwijamy się wolniej

Czy to się nam opłaca

Zdaniem ekonomistów powrót do sytuacji, gdy będziemy spełniać ekonomiczne kryteria konwergencji, może potrwać co najmniej kilka lat, i na tyle też zamknęło się nam formalne okienko przyjęcia euro w Polsce. Pytanie, co z wolą polityczną, której też dotychczas brakowało, skoro rząd PiS wyraźnie deklaruje niechęć do wspólnej waluty? Czy pandemia pokazała, że Polska lepiej poradziła sobie z kryzysem pandemicznym, będąc poza eurolandem, co umocniłoby eurosceptyczne nastroje? Czy też raczej lepiej byłoby nam wewnątrz unii walutowej? Tu ekonomiści mają różne opinie.

Własna waluta to atut?

– Moim zdaniem obecnie o euro w Polsce decyduje wola polityczna i kalkulacja, na ile się nam to opłaca – mówi Adam Antoniak, ekonomista Banku Pekao SA. – A na ile się opłaca? Z jednej strony wiele ważnych decyzji dla całej Wspólnoty zapada wewnątrz strefy euro. Z drugiej strony nie mam przekonania, by bilans korzyści i strat ekonomicznych podczas pandemii wyraźnie przechylił się w którąś stronę – dodaje.

Jak wyjaśnia, dotychczas istotnym argumentem za euro w Polsce były różnice w stopach procentowych, ale obecnie znacząco się one zmniejszyły. Istotną kwestią w rozważaniach o unii walutowej jest też możliwość wykorzystania kursu walutowego jako mechanizmu dostosowawczego na zewnętrzne szoki. I według części ekonomistów (choć nie wszystkich) ten kanał dostosowań się w Polsce sprawdził w 2020 r.

– W środowisku zerowych stóp procentowych banki centralne mają ograniczone możliwości wpływania na gospodarkę w inny sposób niż kurs walutowy – wyjaśnia Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Millennium Bank. – Kryzys pandemiczny był kolejnym, który pokazał, że warto mieć własną walutę – podkreśla.

Strefa euro też ma oczywiście własną walutę, ale problem polega na tym, że jej kurs nie zawsze jest adekwatny do potrzeb wszystkich członków.

Tańszy dług

Także zdaniem Piotra Araka, dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, osłabienie złotego wiosną 2020 r. pomogło polskim eksporterom. Natomiast umocnienie się euro mogłoby być szkodliwe dla krajów południa Europy. Z kolei dla Niemiec, gdzie eksport szybko się odbudował, nawet silne euro jest stosunkowo słabe w relacji do potencjału gospodarki tego kraju.

Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP, podkreśla jednak, że w dłuższym okresie budowa przewag konkurencyjnych w oparciu o słabą walutę to droga donikąd. Biorąc również pod uwagę, że większość eksporterów jest też importerami, to dla nich kurs nie jest przesądzający. Natomiast słaby złoty to ryzyko wyższej inflacji oraz droższych kredytów dla firm i ludności.

– Co do zasady warto być w unii walutowej, to daje większą wiarygodność i bezpieczeństwo. Moim zdaniem, gdybyśmy byli w strefie euro, lepiej poradzilibyśmy sobie w kryzysie. Mielibyśmy m.in. niższe koszty długu – ocenia Dudek.

Dystans coraz mniejszy

W 2020 r. wyjątkowo szybko Polska nadrabiała dystans do strefy euro – wynika z prognoz Komisji Europejskiej. Ogółem nasz poziom dochodów, liczony PKB per capita z uwzględnieniem siły nabywczej, wyniesie ok. 72,6 proc. średniego poziomu w strefie euro wobec 69 proc. w 2019 r. Szczególnie szybko gonimy kraje południa Europy – w 2020 r. polski wskaźnik ma sięgnąć 99 proc. poziomu w Portugalii, podczas gdy rok wcześniej było to 93 proc.; 89 proc. poziomu w Hiszpanii (rok temu – 81 proc.) i 82 proc. we Włoszech (rok temu – 77 proc.). Polska już kilka lat temu stała się „bogatsza" od Grecji, w 2020 r. tę przewagę udało się umocnić (117 proc.). Znacznie wolniej gonimy najsilniejsze kraje strefy euro, w tym Niemcy, nasz PKB per capita to 62 proc. u naszych sąsiadów, w 2019 r. było to 60,5 proc.

prof. Cezary Wójcik Szkoła Główna Handlowa

Dlaczego warto dążyć do wejścia do strefy euro? Daje nam to większą szansę na bezpieczny rozwój w długim okresie. Nie jest gwarantem szybszego rozwoju, bo przez ostatnich 30 lat szybko rozwijaliśmy się gospodarczo poza unią walutową. Ale równie ważny jest bezpieczny rozwój, bardziej stabilny także pod względem politycznym. Obecność w strefie euro zakotwiczyłaby nas politycznie w jądrze Unii Europejskiej, zwiększając zaufanie inwestorów zagranicznych, ograniczając też ryzyko eksperymentów w polityce pieniężnej.

Deficyt finansów publicznych poszybował w 2020 r. do 8,9 proc. PKB – prognozowała Komisja Europejska. To efekt uruchomienia programów pomocowych dla gospodarki. Bruksela nawet zapowiedziała, że przymknie oko na wystrzał deficytu w czasie pandemii. Nie zmienia to faktu, że tak duża dziura znacząco odbiega od unijnego limitu wynoszącego 3 proc. PKB.

Niewiele lepiej ma być w 2021 r., bo deficyt ma znowu sięgnąć ok. 8 proc., a powrót do 3 proc. PKB może potrwać kilka lat. Podobnie z poziomem długu – granicę 60 proc. PKB mogliśmy przekroczyć już w 2020 r., a w 2021 r. dług ma rosnąć dalej.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Finanse
Co się dzieje z cenami złota? Ma być jeszcze drożej
Finanse
Blisko przesilenia funduszy obligacji długoterminowych
Finanse
Babciowe jeszcze w tym roku. Ministerstwo zapewnia, że ma środki
Finanse
Wschodzące gwiazdy audytu według "Rzeczpospolitej"
Finanse
Szanse i wyzwania na horyzoncie