Najpierw złożony w przeważającej części z urzędników i sponsorów Komitet Organizacyjny festiwalu w Gdyni próbował wpływać na dobór filmów w konkursie głównym, lekceważąc pracę zespołu selekcyjnego.
Potem zdarzyła się rzecz bezprecedensowa: „Solid Gold" Jacka Bromskiego został wycofany z konkursu w trakcie trwania imprezy, dzień przed pierwszymi pokazami. Zażądała tego TVP, która do 9-milionowego budżetu włożyła 3 mln zł i nie przyjęła filmu na kolaudacji 12 września.
Na konferencji Gildii Reżyserów Polskich zjawiła się więc w Gdyni śmietanka artystów. Od Agnieszki Holland, Pawła Pawlikowskiego, Joanny Kos-Krauze, Roberta Glińskiego czy Janusza Zaorskiego do najmłodszych – Jagody Szelc, Grzegorza Zaricznego, Klary Kochańskiej. Niektórzy przyjechali na kilka godzin, żeby wziąć udział w tym spotkaniu. – Festiwal stracił twarz – mówił Paweł Pawlikowski, dodając, że czuje się tu znużenie, cynizm, brak energii. – Festiwal to nie ścianki – wtórowała mu Holland. – To powinno być miejsce, gdzie spotykają się idee, gdzie zadajemy sobie pytania, skąd przyszliśmy i dokąd zmierzamy.
Reżyserzy nie chcą się zgodzić na sytuację, w której prestiż ich imprezy spada, praca zespołu selekcyjnego staje się fikcją i brakuje poważnej dyskusji o kinie.
Członkowie Gildii zagrozili wręcz, że jeśli nie nastąpią zmiany, środowisko będzie festiwal ignorować i stworzy własną imprezę. Przedstawili też projekt zmian w regulaminie. Domagają się przywrócenia funkcji dyrektora artystycznego wybieranego przez autorytety (np. pięciu laureatów Złotych Lwów) i niezależności zespołu selekcyjnego, który do konkursu rekomendowałby 12 tytułów. Komitet Organizacyjny miałby prawo uzupełnić listę o trzy tytuły, dyrektor artystyczny o jeden.