Ta wyliczanka to ingrediencje Festiwalu Filmów i Spotkań Niezwykłych. Niezmiennie świętowanego w długą polską majówkę. W tym roku po raz szesnasty z rzędu. Dzięki Festiwalowi Filmów Niezwykłych na kilka dni Sandomierz zamienia się w stolicę polskiego kina. To co festiwal wyróżnia na tle innych, to rzadka w tej branży dostępność gości honorowych dla rzesz publiczności. Profesora Jerzego Bralczyka można było dopaść i zagadnąć podczas spaceru przy katedralnej uliczce, Andrzeja Seweryna czy Kingę Dębską przy kawiarnianym stoliku. Z aktorką i Aniołem Dobra, Anną Dymną, oraz reżyserem Januszem Kondratiukiem, usiąść razem na ławeczce w rynku. Obydwoje uhonorowanymi tytułami Aktorki Niezwykłej i Niezwykłego Reżysera, a odpowiednio niezwykłymi nagrodami: Kamieniem Optymizmu i kwadratową koroną. Kamień optymizmu, prążkowany krzemień, to najcenniejszy kruszec jakim dysponuje Ziemia Sandomierska, pozyskiwany zarazem w tym jedynym miejscu na świecie. Artefakt epoki neolitu, artystycznie oszlifowany, w czasach historycznych przemierzał obok złota, soli i monet handlowe szlaki średniowiecznej Europy. Kwadratowej korony nikt do tej pory na głowę nie wkładał. Jedyny kwadrat w postaci złotej blaszki notuje węgierska, a jakże, okrągła  korona św. Stefana. A właśnie retrospektywa dorobku Kondratiuka, ozdobionego kwadratową koroną, stanowiła oś tegorocznego festiwalu.

Pod gusta i zainteresowania publiczności wychodzą warsztaty, dostosowane do wieku i stopnia zaawansowania amatorów w sztuce filmowej. Dzieci, uczniowie czy studenci pod okiem profesjonalistów montują kroniki festiwalowe. Duch radości miesza się z powagą refleksji. Nastolatków przyciągnęła dyskusja o dopalaczach, flankowana obrazem Łukasza Palkowskiego Najlepszy. Opowieścią o upodlonym narkotykami hipisie, który przed nieuchronnym marszem do grobu ratuje się długodystansowym biegiem przez życie. A może wpada w szpony drugiego, triathlonowego nałogu? Przywołanie z kolei dokumentu Andrzeja Mosia Wspomnienie, to cicha nuta, ewokowało przeszłość Szymona Pawlickiego, od wywózki do Niemiec na roboty w czasie wojny, poprzez najpierw amatorską, a potem profesjonalną pracę sceniczną, dochodzi do roli życia – działacza Solidarności w gdańskim strajku 1980 roku i konspiracyjnego opozycjonisty mrocznych lat stanu wojennego. I konfrontowało ze współczesnym, jeśli nie bieżącym sprzężeniem sztuki i polityki. A w 30-lecie premieryDekalogu Krzysztofa Kieślowskiego grono mędrców zastanawiało się, co zaserwowałby nam przedwcześnie zmarły mistrz metafizycznego niepokoju i egzystencjonalnej trwogi  w dobie smartfonu, fake newsa i kruszących się autorytetów? W cywilizacji pogrążonej w kryzysie duchowym, kiedy ulegamy nieokreślonej, a wpisanej w wyobraźnię człowieka magii momentu przejściowego. Może, tak bardzo zainteresowany człowiekiem, dopisałby Kieślowski 11 przykazanie „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”, jak sugerował uczestnik panelu prof. Wawrzyniec Konarski. Albo, jak podpowiadał prof. Jerzy Bralczyk, przestrzegałby przed sztuczną inteligencją, a przy okazji przed semantyczną dziwacznością samej jej nazwy. Lub uwrażliwiał pokolenie coraz bardziej nihilistycznych studentów (Anna Dymna), bądź sportretował życiową pustkę narodowego kibola (prof. Arkadiusz Stempin).

Kto w Sandomierzu szukał refleksji z domieszką wizualnych doznań, mógł spełnić marzenie smakując wernisażu Kasi Stanny, projektantki biżuterii, plakatów, okładek książkowych i płytowych. Kontynuatorka fenomenalnej polskiej szkoły plakatu, wsparta na bogatej swojej wyobraźni, nie manifestuje żadnych prawd, nie buduje intelektualnych konstrukcji. Choć sięga po metaforę, jej sugestywnym przekazem staje się intensywność przeżycia. Jak choćby w plakacie poświęconym ofiarom zamachu 13 listopada 2015 roku w Paryżu. 

Last, but not least,  bo jakież to piękne, jakże dowodzące rosnącej dojrzałości obywatelskiej na poziomie kultury samorządów: Rozpieszczony urodą i historią Sandomierz, od tego roku festiwalowym szczęściem, a przy okazji i czarem wdzięku, dzieli się z pobliskim, poprzemysłowym Tarnobrzegiem. Święto i magia kina, nie tylko Wisła, łączy już obydwa miasta.

Jeśli kino z natury jest nostalgiczne, opowiadając wszak jakąś historię, nieuchronnie przywołuje czas utracony. To festiwal sandomierski w przeszłości odnajduje pozytywny sens, koreluje z teraźniejszością i przywraca jakiś porządek w coraz bardziej nihilistycznym świecie.