W „Lamparcie" padają słowa: „Jeśli chcemy, by wszystko pozostało tak, jak jest, wszystko musi się zmienić". Patrząc na efekty rekonstrukcji rządu, widać jak na dłoni, że właśnie ten cytat przyświecał jej akuszerom.
„W trakcie planowanej na jesień rekonstrukcji rząd ma ulec radykalnemu odchudzeniu". „Liczba konstytucyjnych ministerstw może się zmniejszyć o połowę". „Planowane jest połączenie m.in. niektórych resortów". „Miotła będzie miała co robić także na szczeblu wiceministrów". To tylko niektóre cytaty z mediów z tego okresu.
A jakie są efekty? Mimo szumnie zapowiadanych zmian udało się zachować niemal wszystko. Rekonstrukcja przyniosła zmniejszenie liczby członków rządu ze 104 do... 101. Trzy miesiące politycznych targów, gróźb wyjścia z koalicji, rejtanowskich gestów. A rezultat to likwidacja trzech stołków.
Redukcja resortów do 14 powinna w efekcie dać także 14 wiceministrów w randze sekretarza stanu. Zgodnie z zasadą „jeden minister, jeden zastępca". Tymczasem takich wiceministrów jest 42! Do tego niczym wisienka na torcie pojawił się nowy wicepremier. Ten od Komitetu Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych.
Zawistnicy oczywiście mówią, że rekonstrukcja uderzyła w kluczową dziś dla gospodarki cyfryzację. Z rangi samodzielnego ministerstwa spadła ona do roli przybudówki w Kancelarii Premiera. I teraz będzie szła jak po grudzie. Takim głosom należy dać stanowczy odpór. Jakieś straty zawsze będą. To jakby zarzucać Michałowi Aniołowi, że rzeźbiąc posąg Dawida, odłupał dużo cennego marmuru. Ale za to jaka piękna rzeźba powstała! Tak piękna jak nasz rząd.